Top
  >  Bez kategorii   >  Oman za zamkniętymi drzwiami – spacer po wystawie

Nie łatwo jest wejść do Omańskiego domu. Omańczycy są serdeczni, uczynni, ale zapraszają do siebie, kiedy mają istotny powód. W naszym przypadku tym powodem były bambusowe rowery.

Gdziekolwiek dojechaliśmy, otaczał nas łańcuszek mężczyzn z zaciekawieniem oglądających nasze pojazdy. Wzbudzaliśmy podziw, szacunek lecz przede wszystkim ciekawość. To dzięki niej zapraszano nas do swoich domów. Do pewnych granic. Te granice wyznaczały mury, murki i ściany, które strzegły domowych tajemnic. To o nich opowiadają zdjęcia.
Całą opowieść fotograficzną zobaczysz podczas wystawy Oman za zamkniętymi drzwiami. Ze względu na pandemię koronawirusa trudno powiedzieć, kiedy uda się ją zorganizować. Dlatego przygotowałam dla Ciebie jej przedsmak – kilka historii i kilka zdjęć. 

Pierwsze spotkanie w Ashbeibat

– Zapytaj o restaurację.
– Przecież wiesz, że wszystko jest zamknięte
– Ale oni nie wiedzą, że my wiemy, że wszystko jest zamknięte.
Brunet podchodzi zatem do mężczyzny. Jedynego na pustej ulicy. Bowiem między godz. 12.00 a 16.00 Oman pustoszeje. Mężczyźni ściągają do swoich domów, w których już czekają ich kobiety. Bo te nawet poza sjestą nie często wychodzą na ulice.
Za chwilę słyszę:
– Zostaliśmy zaproszeni do domu, idziemy.
W ten sposób przeniknęliśmy mur. Tak po prostu – pociągając za klamkę i przestępując za próg. Po drugiej stronie pod daszkiem czekał na nas koc, a na nim taca z owocami. Za chwilę mężczyzna przyniósł nam półmisek ryżu z mięsem. Inny poczęstował nas wodą, jeszcze inny zabawiał Selima rozmową. Z każdą minutą przybywało mężczyzn. Nasz gospodarz przedstawiał nam – a to kuzyn, a to szejk. Kiedy zaprezentował nam wszystkich gości, nachylił się i dyskretnie zapytał:
– Chcesz się zobaczyć z kobietami?

Mur

Wtedy dostrzegłam kolejny mur. Dyskretnie niski w porównaniu z zewnętrznym, ale równie nieprzenikniony dla wzroku. Za tym murem rozpościerało się królestwo kobiet. Wielu kobiet. Przynajmniej kilkunastu, które ledwie mnie zobaczyły, rozpoczęły bieg w moją stronę z wyciągniętymi telefonami komórkowymi. Też wyciągnęłam swój aparat. I schowałam, bo mężczyzna pogroził mi palem i przestał się uśmiechać.
Mur nie stanowił przeszkody dla dziewczynek. Przenikały go niczym pierwotna energia wszechświata. Dla nich byliśmy prawdziwą sensacją.

– Czy wiesz, że piętnaście lat temu w tym samym miejscu swoje rowery oparli o mur dwaj rowerzyści z Włoch? – mówi szejk.
Piętnaście lat temu dziewczynek nie było jeszcze na świecie, a za piętnaście lat, kiedy przyjadą tu kolejni goście, będą już kobietami i nie wyjdą na ulicę, by ich powitać.

U beduinów

– Zapraszam na herbatę.
Nie mogliśmy odmówić, bo Omar zajechał nam drogę terenowym Nissanem. Za chwilę dowiemy się, że wszelkie próby nieposłuszeństwa stłumiłby w zarodku powagą urzędu. Omar był policjantem. Wchodzimy na podwórze jego domu, a tam pod daszkiem na dywanie wypoczywają kobiety – babcia, matka, siostra i zona. Mężczyźni donoszą im tylko winogrona i arbuzy. 
Tak swoje kobiety traktują beduini.
W tym domu wszyscy mężczyźni służą albo w armii albo w policji. To naturalna ścieżka kariery dla beduinów, którzy decydują się wybudować murowany dom. Nikt bowiem nie zna lepiej pustyni od nomadów i nikt lepiej od nich nie zna wszelkich sztuczek przetrwania.
Wujek gospodarza stracił słuch walcząc w wojnie Iracko-kuwejckiej. To przez tę wojnę rodzina Bruneta zdecydowała się opuścić Kuwejt i osiedlić w Polsce.

Miasta duchów

– Dorota patrz!
Ostatnie piętnaście minut zwiedzaliśmy odbudowany fort w Ibri. Kilka razy zdarzyliśmy się zgubić w labiryncie pustych sal. Wiało nudą. Wspięliśmy się na błyszczący nowością mur. I to właśnie stamtąd Selim dojrzał gliniane opuszczone miasto. Bez ociągania opuściliśmy twierdzę i poszliśmy w kierunku ruin.
Zaglądaliśmy do opuszczonych domów. Dachy wielu z nich ugięły się pod ciężarem czasu. Kilka zabudowań wyglądało tak, jakby dopiero wczoraj ktoś je opuścił. Był też dom, do którego gospodarze nie zdążyli się wprowadzić. Zrobili wylewkę, zamontowali elektrykę i tak zostawili.

al Hamra

Dlaczego gliniane miasta wymierają? W 1970 roku tron na tron zasiada sułtan Qaboos bin Said Al Said. Zastaje kraj, który niewiele się zmienił od czasów najsłynniejszego Omańczyka – Sindbada Żeglarza. Wtedy gliniane miasta tętnią życiem. Ich ulice oświetlano wieczorem pochodniami. Wodę doprowadzały starożytne kanały zwane faladżami. Nowoczesność wyrażała się w postaci pięciu kilometrowej drogi asfaltowej, jednego szpitala i trzech szkół do których uczęszczało 900 chłopców.
Natychmiast po wstąpieniu na tron Qaboos rozpoczął reformy. Efekt? Wraz ze wzrostem poziomu życia, Omańczycy stopniowo opuszczają gliniane domy i przeprowadzają się do luksusowych budynków, wzniesionych często kilka przecznic dalej.

Dom kupca

Bait al Safah nie podzieliło losu większości glinianych domów. Przez około 300 lat mieszkała tu rodzina lokalnego szejka. Podczas wyprowadzki praktycznie nic ze sobą nie wzięli. W domu urządzili muzeum, które wciąż zachowało domowy charakter. Zatem nie ma tu kasy biletowej. Wprowadzono nas do pokoju gościnnego, gdzie czekając na przewodnika poczęstowaliśmy się kawą, herbatą i daktylami.
Na parterze mieściła się część gospodarcza. 
– Przywożę tu turystów nie tylko dlatego, by zobaczyli tradycyjny omański dom – mówi jeden z przewodników turystycznych. – Dla wielu przyjezdnych jest to jedyna okazja by sfotografować kobietę.
Tak, Omanki nie pozwalają się fotografować. Kobiety z Bait al-Safah pozowanie mają wpisane do obowiązków służbowych.

post a comment