Kronika kwarantanny 4 – Nieloty
Przypadki COVID-19 w Polsce
6674 – Potwierdzone
232 – śmiertelne
Koronawirus podcina skrzydła…
Słyszysz ciszę? Ja słyszę ją wszędzie. To przez pustkę. Nie spijamy swoich słów wraz z kawą w ogródkach kawiarenek. Nie ma tłumów na starym mieście. Nie ma nikogo oprócz echa. Wszyscy siedzą zamknięci w domach. Tak jak ja. Od trzech dni nigdzie nie wyszłam. Cztery ściany zaczynają mnie dusić, coraz trudniej jest mi się skoncentrować. Dzień zaczyna się zlewać z nocą, a ja zaczynam się rozmywać w tym koglu moglu. Koronawirus podciął skrzydła mojej wyobraźni, mojej inicjatywie, mojej chęci działania. Podciął skrzydła w każdym aspekcie życia. Jestem nielotem, który pod byle pretekstem próbuje wyrwać się z klatki. Coraz bardziej brakuje mi przestrzeni do życia.
PoLOT
Dzwoni Monika:
– Czy policja rzeczywiście łapie rowerzystów? Bo ja muszę choć godzinę się poruszać. Nie mogę złapać żadnej myśli.
Monika jest dziennikarką. Większość zleceń na artykuły straciła w pierwszych dniach kwarantanny, ale nawet napisanie tych kilku tekstów, które jej zostały ciągnie się jak anakonda podczas trawienia. To co pisała w godzinę, dziś zajmuje jej cały dzień.
– Codziennie coś ćwiczyłam. To chodziłam na basen, to jeździłam na rowerze. Teraz mój organizm i mój mózg nie funkcjonuje prawidłowo. Nie jestem w stanie się skupić na pracy.
Musi wyjść. Na przykład na zakupy, do odległego sklepu z ekologiczną żywnością na święta. Ubierze się niesportowo, zrobi makijaż, może jej nie złapią…
NieLOT do domu
Iwonę koronawirus uwięził na wyspach Kanaryjskich. Mieszka na łodzi, a na pomost może wychodzić jedynie sporadycznie. Wówczas na głowie zawiązuje ręcznik, by pilnująca portu policja nie miała wątpliwości, że jest tutejsza i albo idzie pod prysznic, albo spod niego wraca. Do sklepu może iść, ale sama, bez swojego mężczyzny. Jeśli nawet wejdzie z nim, a strażnik zobaczy, że się znają obydwoje dostaną mandat. Do miasta wychodzi tylko gdy jest to niezbędne. Tak robią wszyscy. Siedzą na swoich łajbach i mają nadzieję, że koronawirus przejdzie bokiem. Widzą siebie z pokładów, powoli zaczynają rozpoznawać swoje twarze. Poznają swoje historie, ale tylko takie, które można wykrzyczeć z pokładów swoich łodzi. Po kilku tygodniach takiej wegetacji, Iwona postanowiła wrócić ostatnim lotem do domu.
– Tylko jak miałam zarezerwować lot, jeśli w telefonie nie mam internetu. Powiedzieli, że mogę podłączyć się do wi-fi w kawiarni, tylko kawiarnię zamknęli. A nawet jeśli bym wróciła, to gdzie miałabym odbyć kwarantannę, skoro nie mam mieszkania? Zdecydowała się zostać. Jeszcze kilka dni temu wierzyła, że do połowy kwietnia. Dziś już wie, że do połowy maja. Zatem Wielkanoc spędzi na łodzi. Kupiła frankfurterki, które udają białą kiełbasę. Ktoś jej podarował żurek w proszku. Na łodzi nie ma lodówki, więc prowiant zamknęli w pojemniku i zanurzyli pod wodą. Baniak okazał się nie szczelny, wszystko się zepsuło.
LOT do domu
Robert wrócił ostatnim Lotem Do Domu. Samolot był zapakowany do ostatniego miejsca.
– Na pokład wszyscy weszli w maseczkach, bo taki był wymóg, ale już w środku część je zdjęła.
Wylądował około godz. 22.00. Wszystkich pasażerów wciśnięto do kilku autobusów, a potem kazano się ustawić w kolejce. Nie było miejsca, by zachować przepisowy dwumetrowy odstęp. Kolejne mierzenia temperatur, kwestionariusze, w których zabrakło rubryki z pytaniem, czy kwarantanne odbędzie sam, czy z osobą towarzyszącą i w jaki sposób uda się w miejsce odosobnienia. Z lotniska wyszedł o godz. 2 w nocy, wziął ubera i pojechał. Natychmiast ściągnął aplikację.
– Za każdym razem, kiedy próbuję się zalogować, wyświetla mi się komunikat, że mojego telefonu nie wpisano jeszcze do bazy.
Po raz pierwszy policja odwiedziła go dopiero w piątek. Zadzwonili domofonem, zapytali czy to pan Robert. Robert potwierdził.
– Nie zapytali mnie, czy jestem sam, ani o numer pesel, żeby potwierdzić moją tożsamość. Sam zaproponowałem im, że mogę wyjrzeć z okna. Zgodzili się, więc zawisłem na parapecie i czekam. Nie podeszli. Robert jednak siedzi w domu. Cały dzień ćwiczy, biega wzdłuż mieszkania – żeby nie zwariować. Na święta sąsiad postawił mu na wycieraczce garnek żurku. Koleżanka przyniosła papierosy i whiskey. Przeżyje.
WyLOT z domu
Każdy pretekst jest dobry, żeby wyjść z domu. Ludzie stali się bardziej uczynni niż zwykle. Każdy chętnie coś przywiezie, najchętniej na rowerze, albo coś odwiezie. Ania przywiozła nam Ormiańską Gattę, żeby Ania oceniła, czy przypomina oryginał. Tak, jest wyśmienita. Ja z kolei chcę podjechać do rodziców po koszyczek do święconki.
– Postawcie go na progu, to zabiorę. Włóżcie kawałek jajka do środka, to chociaż na odległość się nim podzielimy.
Mama prosi, żebym jednak nie przyjeżdżała. Nie chce mnie widzieć, skoro nie będzie mogła mnie przytulić. Zbyt ciężko na sercu…
Zdjęcia: Anna Martirosyan/ Armeniaca Tour