Top
  >  kronika kwarantanny   >  Kronika kwarantanny 5 – zamaskowani

Kronika kwarantanny o chodzeniu w maskach

Zakażeni: 13 375
Zgony: 664
Wyleczeni: 3762

Czy zdarza się Tobie czasem jeszcze zapomnieć o masce? Mi się to przydarzyło wczoraj. Wyszłam z domu i poczułam zapach kwitnących jabłoni… Baczność! Coś tu nie gra! Zadziałałam jak automat – w tył zwrot i do domu. Tej wiosny zapomnij o zapachu kwiatów – musimy oswajać się ze świeżością swojego oddechu…

Moja lokalna biedronka to już nie tylko składnica rzeczy, którymi wypcham moją lodówkę, a jeśli się nie zmieszczą to docisnę młotkiem. To platforma zaczepek towarzyskich. Z każdym dniem kwarantanny serdeczniejszych, a po zamaskowaniu – odważniejszych. – Czy widać, że się śmieję? – zaczepkowicz patrzy na mnie zmrużonymi oczami. Ja też mrużę oczy, bo kilka dni temu gdzieś zgubiłam okulary. Przez maskę. Podczas jakiegoś spaceru zaparowały to je zdjęłam i ślad po nich zaginął. Cóż, zmrużyłam oczy jeszcze bardziej i bez cienia wątpliwości stwierdziłam – chłopak rzeczywiście się śmiał.
– A próbowałaś już komuś pokazać język?
– Jeszcze nie. Ale to też ciekawie bezkarny pomysł. 
Powoli zaczynam dostrzegać zalety nowego stanu rzeczy. Przy okazji bardzo mi się chce iść do biedry, może znowu spotkam tam mojego nowego kolegę. Tylko czy go poznam, jeśli zmieni maskę? A kiedy już legalnie odsłonimy twarze?

Kosmici

O ile ja mam cień szansy, że rozpoznam biedronkowego kolegę w świecie bez masek, Wioletta nie ma wątpliwości. Twarz jej klientki na wieki pozostanie czarną plamą, jak czarne były szkła jej okularów przeciwsłonecznych. Głęboką jak błękit jej lateksowych rękawiczek i bezimienną jak chirurgiczna maska na jej ustach i twarzy. Wioletta rzeczywiście czuła że korona jej nie ukoronuje, bo dodatkowo jeszcze zachowywały społeczny dystans. Gorzej było z dystansem w ogóle.
– Bo jak masz zachować powagę, mając przed sobą takiego robota?
Na szczęście Wioletta miała na twarzy maskę i istnieje cień szansy, że klientka nabrała przekonania, że Wioletta ma skośne oczy.

Twarzowa garderoba..

Zamaskowana, jestem gotowa wystawić twarz przodem do nowej rzeczywistości i nieco ukosem do słońca. Bo nie mam złudzeń, że w tym roku facjaty nie opalę równomiernie od podbródka do czoła. Pozostaną na niej pewne białe plamy. Ale przynajmniej zakryję je artystycznie. Z radością obserwuję na ulicach, że coraz częściej te apteczne, jednorazowe i bezpłciowe maski są wypierane przez kreatywne dzieła sztuki, którymi zaczynamy wyrażać swoją osobowość i swoje humory. Już niedługo zamiast czerwonej szminki założę maskę z widokiem na morze, albo jeleniem na rykowisku. No właśnie – jak usymbolizować nastroje – to kolejna kreatywna zabawa, którą uskuteczniam podczas przejażdżek rowerowych – bo choć z maską nie najlepiej się jeździ, to zawsze się jeździ! A to jest najważniejsze. Póki co, mam dwie maski – we wróbelki i flamingi od Sebastiana Żukowskiego. Ale już ostrzę sobie pazurki na jedną z masek od Chie Piskorskiej z kolekcji Mask of the Urban Ninja. Jeśli możesz podzielić się namiarami do innych producentów ciekawych masek, wpisz je proszę w komentarzu, bo nie mam złudzeń. Staną się częścią mody, która trafi na wybiegi i na kilka przynajmniej lat z nich nie zejdzie.

Zamaskowane ulice

Wróćmy na ulice. Ktoś, kto wyszedł na Marszałkowską po dwóch miesiącach kwarantanny może przeżyć szok. Tak jak Niko. Niko jest moim siostrzeńcem ma 8 miesięcy i mieszka w Walencji. Jako mocno nieletniego obywatela, objął go całkowity zakaz wychodzenia na jakiekolwiek spacery. Kilka dni temu w ramach luzowania lockdownu pozwolono wyprowadzać najmłodsze dzieci z domów. Ela –  moja siostra – wsadziła więc Niko do wózka i wywiozła na bulwar. Chłopak wyjechał i… wbiło go w wózek. Dosłownie. Patrzył się i milczał, i tak do powrotu. Co pomyślał? Że ludzie powariowali – mieli twarze, a teraz nie mają twarzy? Przyzwyczai się. Tak jak my . I wyjdzie to nam na zdrowie. Może wreszcie przestaniemy oceniać innych po pięknych ustach, lecz po mądrych słowach?

 

post a comment