Najlepsza rekonstrukcja Powstania Warszawskiego
Tego dnia na Starym i Nowym Mieście czas cofnął się do 1944 roku. To znaczy XXI wiek panował w kawiarni u Pana Michała, gdzie właśnie siedziałam ze znajomymi, ale tuż za płotkiem… Przyczaiła się grupa powstańców. Gdzieś z dala dobiegały odgłosy wystrzałów, ale to nic! Za chwilę ryknęły prawdziwe salwy! Oto bowiem od strony barbakanu ze śpiewem na ustach wyłonił się oddział „SS”. „Nasi” ruszyli do boju! Atak z zaskoczenia zakończył się pełnym sukcesem. Niemcy zostali wzięci do niewoli przy zerowych stratach własnych.
Realistycznie do bólu
Tak, za progiem Pana Michała trwało Powstanie Warszawskie! A ja przez zupełny przypadek miałam przy sobie aparat fotograficzny. Zostawiłam znajomych i niczym reporter wojenny ruszyłam na miasto. Na każdym rogu spotykałam dobrze okopane jednostki powstańcze. Jedni wznieśli barykady, inni zaaranżowali stanowisko poczty powstańczej, gdzie indziej ranni poprawiali bandaże w szpitalu polowym. Między turystami, wzdłuż Freta, przez Rynek i plac Zamkowy co chwilę maszerowały oddziały, a to powstańców, a to Niemców, aż japońscy turyści dostali oczopląsu! Bo co tu fotografować – przebierańców, czy zabytki, a może zamiast aparatu chwycić za karabin?
Na barykadzie
Wojna zawisła w powietrzu. Najbardziej na barykadzie. Bo tam do szturmu szykował się potężny oddział SS. Nasi nie mieli szans. Choć trzeba przyznać, dzielnie walczyli, a potem dzielnie znosili wyreżyserowane i filmowo doskonałe ciosy bagnetami po głowach, po nogach. Tarzali się w zainscenizowanym bólu po trawie, by za chwile wstać i ze śmiechem podać swoim katom ręce. Z ziemi wstały też wszystkie trupy i w zgodzie rozchodziły się po mieście by rozkręcić kolejną zadymę. To się nazywa inscenizacja! Chylę czoła przed geniuszem, który ją wymyślił.
Scenariusz napisany życiem
– Niesamowity scenariusz! – mówię z zachwytem jednemu ze znajomych, który odtwarzał rolę Esesmana. – Długo się go uczyliście?
– Ależ to żaden scenariusz! – odpowiada. – Organizatorzy nas ściągnęli z całej Polski, zgodziliśmy się na symboliczną zapłatę za transport sprzętu, bo przecież zwieźli tu armaty i mnóstwo złomu. Wszystko w imię pamięci o bohaterach powstania. Mieli nam jeszcze zapewnić nocleg i wyżywienie.
– Więc co poszło nie tak?
– Wszystko. Już nie mówię o pieniądzach, których wypłata się opóźniła. Nie mówię o wodzie, którą musieliśmy sobie kupować sami, ale kiedy przywieźli wóz w którym gotuje się wojskową grochówkę który zapomnieli wypełnić wodą…
Wtedy w chłopakach coś pękło i… chwycili za broń!