Zazwyczaj, kiedy wyruszam w drogę, pytam: jak będzie? Teraz, stojąc w kolejce do samolotu powiedziałam: nareszcie.
Bo Iran czekał. Ciągle było tyle innych miejsc. Meksyk, Gwatemala, Liban… Iran przecież nie ucieknie. Niech czeka. Ale pewnego dnia postanowiłam zbudować rower moich marzeń. Znalazłam Jarka Baranowskiego z Carbon Project, który wziął mnie pod swoje skrzydła. Bez niego jednej tyczki bambusowego roweru bym nie złożyła, nie założyłabym jednego węzła. To on, cierpliwie, krok po kroku pomagał mi spełnić moje marzenie.
– Dokąd nim pojedziesz – pewnego razu zapytał, kiedy zabierałam się do pracy w warsztacie. Dobre pytanie. Myślałam, myślałam i wymyśliłam – do kraju o którym zawsze marzyłam. Więc będzie Iran na bambusowym rowerze.
– Dokąd nim pojedziesz – pewnego razu zapytał, kiedy zabierałam się do pracy w warsztacie. Dobre pytanie. Myślałam, myślałam i wymyśliłam – do kraju o którym zawsze marzyłam. Więc będzie Iran na bambusowym rowerze.
Reise Fiber
U mnie wszystko jest na ostatnią chwilę. Wizę otrzymałam 3 tygodnie przed wyjazdem, bilet kupiłam kilka dni później, a rower wciąż był niegotowy. Zaczął się wyścig z czasem. Praktycznie codziennie przyjeżdżałam do warsztatu, robiłam co mogłam, potem jechałam do pracy, a czego nie skończyłam w pracy robiłam w domu. szybko przeszłam w fazę „zombi”. I tak jak zombi, nie myślałam tylko wykonywałam kolejne zadania – zamknąć pismo, skończyć tekst, zainstalować osprzęt, kupić sztycę. Do ostatniej chwili przygotowywałam się na Iran na bambusowym rowerze.
Wtem przyszła sobota. Zbyt szybko, zbyt raptownie, zapukała do drzwi i powiedziała: masz już rower w domu, bilet w kieszeni, wyjdź na chwilę. to wyszłam. Idę i nagle zapachniała mi kawa. Za chwile piłam już espresso i zaczęłam myśleć. Co ja robię? Czy to ma sens? Czego tak na prawdę chcę? Odpowiedziałam tylko na ostatnie pytanie. Chcę pojeździć na rowerze po Iranie. W tym momencie zadzwonił telefon i znowu przestałam myśleć.
Wtem przyszła sobota. Zbyt szybko, zbyt raptownie, zapukała do drzwi i powiedziała: masz już rower w domu, bilet w kieszeni, wyjdź na chwilę. to wyszłam. Idę i nagle zapachniała mi kawa. Za chwile piłam już espresso i zaczęłam myśleć. Co ja robię? Czy to ma sens? Czego tak na prawdę chcę? Odpowiedziałam tylko na ostatnie pytanie. Chcę pojeździć na rowerze po Iranie. W tym momencie zadzwonił telefon i znowu przestałam myśleć.
Baby shower
Nie ma zbiegów okoliczności, są tylko dobrzy ludzie, z którymi przecina się nasza ścieżka. Najpierw Jarek Baranowski – bez niego nie ruszyłaby cała machina zdarzeń. To on zaprojektował i pokazał mi jak mam zmienić kilka bambusowych tyczek w rower.
– Wiesz, policzyłem ile trwała praca nad rowerem, powiedział Jarek. – dziewięć miesięcy. Ten rower jest jak dziecko… Coś w tym jest!
Rower trzeba uczcić, a czasu na to na prawdę było mało. W piątek przywiozłam go do domu, a w poniedziałek wylot. Świętowałam więc w sobotę w gronie serdecznych ludzi, wśród nich byli Hooman i Arash. Obydwaj postanowili mi pomóc.
” Moj brat mieszka w Teheranie, Możesz się u niego zatrzymać.” taka wiadomość obudziła mnie o poranku. Nie jest łatwo odpowiadać z zamkniętym okiem i na leżąco. Kiedy mi się udało przyszła wiadomość od Arasha: Moja rodzina chętnie cię ugości”. Wciąż z jednym okiem otwartym odpisuję, że już mam nocleg i jednocześnie dogaduje sie z Farhadem – bratem Hoomana. W tym czasie znowu pisze Arash: „to pozwól mi przynajmniej zorganizować ci transport z lotniska”.
Podałam numer lotu. Za chwilę wiadomość: „Przyjaciel jego ojca ma taksówkę. Zabierze cię z lotniska”. W tym momencie kolejna wiadomość, tym razem od Baltazara: „ściągaj papiloty, czekam na dole, mam dla ciebie uchwyt do GoPro”. Otworzyłam oczy i zobaczyłam piękny świat. Bo miałam już transport i mieszkanie w Teheranie oraz uchwyt do aparatu. A wszystko załatwione przed wyjściem z łóżka!
– Wiesz, policzyłem ile trwała praca nad rowerem, powiedział Jarek. – dziewięć miesięcy. Ten rower jest jak dziecko… Coś w tym jest!
Rower trzeba uczcić, a czasu na to na prawdę było mało. W piątek przywiozłam go do domu, a w poniedziałek wylot. Świętowałam więc w sobotę w gronie serdecznych ludzi, wśród nich byli Hooman i Arash. Obydwaj postanowili mi pomóc.
” Moj brat mieszka w Teheranie, Możesz się u niego zatrzymać.” taka wiadomość obudziła mnie o poranku. Nie jest łatwo odpowiadać z zamkniętym okiem i na leżąco. Kiedy mi się udało przyszła wiadomość od Arasha: Moja rodzina chętnie cię ugości”. Wciąż z jednym okiem otwartym odpisuję, że już mam nocleg i jednocześnie dogaduje sie z Farhadem – bratem Hoomana. W tym czasie znowu pisze Arash: „to pozwól mi przynajmniej zorganizować ci transport z lotniska”.
Podałam numer lotu. Za chwilę wiadomość: „Przyjaciel jego ojca ma taksówkę. Zabierze cię z lotniska”. W tym momencie kolejna wiadomość, tym razem od Baltazara: „ściągaj papiloty, czekam na dole, mam dla ciebie uchwyt do GoPro”. Otworzyłam oczy i zobaczyłam piękny świat. Bo miałam już transport i mieszkanie w Teheranie oraz uchwyt do aparatu. A wszystko załatwione przed wyjściem z łóżka!
Anonim
Udanego wyjazdu:)) pieknych widoków i wspaniałych ludzi na Twojej drodze:))) pozdrawiamy Sam i Pawel
Marcin Żekało
niech Cię rower niesie:) czekam(y) na wrażenia z jazdy;)
Anonimowy
bardzo fajnie się Panią czyta, a Iran to moje marzenie(proszę tylko nie pisać 'expresso' 🙂 bo szczypie w oczy:)))