Top
  >  Bez kategorii   >  Jak przychodzi pomysł na książkę o pięknej Polsce

Znasz to uczucie – robisz coś szybko, bo wiesz, że za chwilę dotrze do ciebie świadomość, że to wszystko nie ma sensu.

Z tą doskonale ugruntowaną świadomością o godzinie szóstej rano wsiadałam do samochodu. Jechałam jak na ścięcie, bo wiedziałam, że cała ta eskapada jest jedną wielką pomyłką. Otwartą kwestią pozostawało tylko pytanie – jak wielką pomyłką. 

Wielcy nieobecni

Wyobraź sobie – tydzień czasu przygotowujesz pokaz o Pięknej Polsce na festiwal podróżniczy, następnie jedziesz cztery godziny samochodem prosto na festiwal. Wchodzisz do pawilonu, gdzie w najlepsze trwa jarmark ze stoiskami Decathlonu, Miłosław, Olympusa (ten przywitałam z zaskoczeniem, bo z tego co wiem już upadł), nalewkami. Czego jeszcze tam nie ma? Może nie czego, ale kogo. Organizatorów.

Tylko dla VIP-ów

To zrozumiałe, nie mogą być wszędzie. Organizatorzy gdzieś kręcą się po okolicy, na szczęście przemiła dziewczyna z obsługi festiwalu wręcza mi papierową torebkę z jakimiś gadżetami i kartkami. Dobrze, zajrzę później, bo tymczasem dziewczyna prowadzi mnie do salki dumnie zatytułowanej “VIP room” nagryzmolonym na jakiejś wyrwanej z kontekstu kartce. Wchodzisz, a tam widzisz chaos. W sumie nie tak często widzę chaos, więc jest to pewna atrakcja. Zatem przy ścianie po sufit ustawiono kartony z chipsami. Jest jakiś stół z przekąskami. Ale jeśli po czterogodzinnej podróży liczyłam na jakąś sensowną przekąskę, to w tym momencie porzuciłam nadzieję. Oprócz chipsów widzę jeszcze kruche ciasteczka, nalewki babuni i ciepłe piwo. Trudno.

Smutny żart

Pamiętam festiwal, na którym organizator kwaterując prelegentów, przepraszał za jakość noclegów – ale przecież jako podróżnicy jesteście przyzwyczajeni do niskich standardów… Wtedy się zaśmiałam, bo może standard noclegu nie był najwyższy, ale wszystko inne płynęło z serca. Organizatorzy stworzyli tak wspaniałą atmosferę, że do dziś z sentymentem wracam myślami do tamtych chwil. Wróćmy jednak na ten konkretny festiwal… Stajesz przed publicznością, przez 40 minut się przed nią produkujesz opowiadając o pięknej Polsce, a po pokazie otrzymujesz pudełko z czterema piwami (oddałam tacie, bo piwa nie piję) oraz drugą papierową torebkę z próbkami kremów do twarzy oraz… przeterminowanym olejkiem CBD. To jest ten moment, kiedy ręce opadają. Co ja tutaj robię? Koncertowo tracę czas? Niezupełnie. 

Bo przy okazji przyszedł pomysł…

Samo przygotowanie pokazu – wybranie i ułożenie zdjęć, skręcenie ich w zamkniętą formę, przeplatane ze spiętrzonymi sprawami po ponad miesięcznej nieobecności w domu zajęło mi tyle czasu, że nie zdążyłam sobie powtórzyć detali związanych z opowieścią.
– Poczytasz mi Kochanie? – pytam Pawła. Przecież wszystko, co muszę sobie przypomnieć mam spisane w notatkach i w artykułach. Zatem ja prowadziłam samochód, Paweł czytał. Ja zaś czułam jakbym słyszała je po raz pierwszy.
– Nadają się na książkę o pięknej Polsce – mówi Paweł.
W sumie ma rację. Najwyższa pora zebrać te opowieści, dopisać i wydać swoją pierwszą książkę o Pięknej Polsce! 

I tak zabrałam się do roboty!

Co sprezentować komuś, kto ma wszystko?

Cyjanotypię swojego zdjęcia!

Przyślij do mnie zdjęcie cyfrowe, a ja wykonam resztę 🙂

Kolorową

błękitną

Cyjanotypia fotografii Gabrieli Bohuszewicz

Vintage

post a comment