Top
  >  Różności   >  Gry azjatyckie z Muzeum Azji i Pacyfiku
Wernisaż wystawy zabawy z kulturą Tomka Madeja w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie

Gry bawią nas od zarania dziejów. Tę formę rozrywki Tomek Madej z Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie traktuje bardzo poważnie.

W gabinecie Tomka Madeja w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie trzeba mieć się na baczności. Jeden fałszywy ruch, a na twoją głowę spadną chińczyki. Zbyt energiczne otworzysz szafkę, a poleci na ciebie chmara bączków. Pamiętaj też, by nie podnosić głosu, bo obudzisz smoki, owce, lwy, barany… Tylko Tomek panuje nad tym towarzystwem, bo zna reguły gry i regularnie gra. Najczęściej w kendamę. To od niej wszystko się zaczęło…

Tomek Madej z Muzeum azji i Pacyfiku w Warszawie z kandamą

Proste lecz niełatwe

Kendama przypomina młoteczek o ramionach zakończonych kieliszkami z doczepioną na sznurku kulką. – Pamiętasz tę kreskówkę Yattaman? On miał ją przy sobie. Tyle mniej więcej Tomek wiedział o kendamie, kiedy ofiarował mu ją znajomy. Jak tym się bawić? Wystarczy spojrzeć i wszystko jasne. Niby banał – kulka na sznurku ma wylądować w jednym z talerzyków przytwierdzonych do drewnianej rękojeści wyglądającej jak młoteczek. Bo innej możliwości nie ma… I tu poprawka! Podrzucać można zarówno piłeczkę, jak i piłeczką. – Zacząłem oglądać filmiki na YouTube i uczyć się kolejnych trików. Wtedy zrozumiałem, że kendama uczy koncentracji, koordynacji, uspokaja, a samą zabawę można traktować jako formę medytacji. Tomek zatem trenuje, trenuje, aż zdobywa brązowy pas w kendamie. Bo Japończycy wszystko mają skodyfikowane, nawet gry zręcznościowe.
Za sprawą Youtuba Tomek natrafia na grupę licealistów, którzy na przerwach uczą się kendamowych trików. Nawiązują kontakt i wkrótce organizuje pierwszy event w Galerii Azjatyckiej na Freta związany z kendamą. Tomek rozwija ostatni plakat, jaki mu został po tamtym wydarzeniu. To był 2013 rok! – Czyli zajmuję się grami już ponad sześć lat! Co za maksymalny oldschool!
Od tamtego czasu, przez warsztaty zabaw i gier azjatyckich Tomka przewinęło się około 3 tys. osób.

Wernisaż wystawy zabawy z kulturą Tomka Madeja w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie

Niewinny antropolog

Antropologia, podobnie jak psychologia, zmienia psychikę. Po jej ukończeniu tych nic już nie jest takie jak przedtem. Prędzej czy później Tomek, absolwent antropologii UW, musiał pójść za podszeptami swojej nauki – zaczyna poszukiwania genezy kendamy, jej znaczeń i miejsca w kulturze… Tylko której?
Nazwę kendama nadali zabawce Japończycy około XVIII wieku. To oni zrobili z niej narzędzie pracy nad sobą, wprowadzili do zajęć szkolnych, zawiązali stowarzyszenia, wprowadzili stopnie wtajemniczenia. Ale jej korzenie tkwią w Europie. Jej przodków możemy wyśledzić, cofając się do XVI wieku. Być może pierwszy egzemplarz zrobiono naprędce podczas zakrapianej uczty w pałacu jakiegoś francuskiego markiza. Ktoś do bezużytecznego kielicha przywiązał kulkę na sznurku i zaczął podrzucać. Wkrótce zabawce nadano imię bilboquet i prawdopodobnie pod tym „szyldem” trafiła do Hiszpanii, Ameryki Łacińskiej, w XVIII wieku do Polski i do Japonii…

Tomek Madej z Muzeum azji i Pacyfiku w Warszawie

Podróże z zasadami

Wędrówki gier i zabaw to niezwykle pasjonujące historie czasu i przestrzeni. Bo gry towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Zanim powstało pismo. Mankala wyruszyła z Afryki przynajmniej 6 tys lat temu. Szachy opuściły Indie około VI w. n.e. Wiele spośród tych najdawniejszych gier pierwotnie pełniło funkcje sakralne. – Jak na przykład gra w Węże i drabiny”. – mówi Tomek. – Jej plansza była życiem, pionek symbolizował człowieka, a kość – to ślepy los. W najbardziej tradycyjnej wersji pionek porusza się wzdłuż ciała węża, a sama plansza miała kształt ludzkiego ciała. Jeśli masz pecha, to kostka wyprowadzi twój pionek na głowę węża i zjedziesz po jego ciele w dół, jeśli masz farta, to trafisz na drabinę i wejdziesz po niej na wyższy poziom. Gracz musi jednak pamiętać, że w każdej chwili może spaść, w każdej chwili może też wypłynąć. Jak w życiu. Wygrywa ten, kto pierwszy dotrze do mety.
– W najstarszych wersjach gry, przy głowach węży na polach umieszczano inskrypcje z informacją jaki konkretnie uczynek jest powodem twojej klęski, a przy drabinie – sukcesu. Zatem gra uczyła moralności. Tak było kilka tysięcy lat temu w Indiach. W Europie gra została uproszczona. – Grałaś w nią? – Nie grałam. – To pokażę ci planszę.

 

Kolekcja wspomnień

Pod stertą papierów, i plakatów, Tomek ukrył kufer pełen dobrych wspomnień. Z dzieciństwa. Jest w nim smak emocji, towarzyszący rzutowi kostką, zapach herbaty malinowej unoszącej się w długi zimowy wieczór, kiedy z rodzicami i przyjaciółmi godzinami rozgrywał boje na planszach najróżniejszych gier. Raz były to węże i drabiny, kiedy indziej…
– Słyszałaś o tej grze? – Tomek wyciąga z czeluści kufra zgrane, czerwone pudełko. – To niemieckie wydanie „Człowieku nie irytuj się” z 1932 roku.
Otwiera, a ja patrzę na planszę. Dobrze ją znam. – Przecież to jest chińczyk! – Tak, to jest nasz chińczyk.

Tomek Madej z Muzeum azji i Pacyfiku w Warszawie

Co ma chińczyk do reinkarnacji?

Gry i zabawy znajdowały się na obrzeżach nauki. Nie traktowano ich poważnie z założenia. Ale zostawiały ślady w poważnych źródłach. Tam właśnie Tomek szuka informacji na ich temat. Wgryza się zatem w kroniki, mity, święte księgi. Właśnie w jeden ze świętych ksiąg – Mahabharacie, znaleziono pierwszą wzmianka o naszym chińczyku. Wówczas, czyli około 500 roku p.n.e., w swoim pierwszym życiu, nosi on nazwę paćisi, czyli dwadzieścia pięć, bo tyle można było maksymalnie wyrzucić punktów muszelkami kauri. Pionek szedł po planszy i jeśli miał szczęście, to docierał do celu. Jeśli zaś po drodze został zbity, musiał wrócić do punktu wyjścia i odrodzić się w następnej kolejce. Znowu wyruszał wpodróż do celu,czyli nirvany. Jeśli miał szczęście – docierał. Jeśli nie miał szczęścia czekała go znowu reinkarnacja.
Do Europy gra dotarła w XIX wieku. W swym pierwszym europejskim wcieleniu nosiła nazwę ludo. W XX wieku jej kolejne, tym razem niemieckie wcielenie zatytułowano „Człowieku nie irytuj się”. – Najprawdopodobniej na podstawie tej wersji stworzono naszego chińczyka. Skąd ta nazwa? – Tego nikt nie wie. Być może wykorzystano w ten sposób modę na egzotykę, by łatwej ją sprzedać.
Tomek ma największą kolekcję chińczyka w Polsce. Te ze skrzyni zgrano do żywej tektury. Dzięki temu są autentyczne, tak jak bączki kupione z samochodu w Meksyku…

bambusowy bączek

Bączki z samochodu

– Dostałem od Szymona Góralczyka. Głos Tomka się ożywia, oczy zaczynają błyszczeć. – Przywiózł mi z Meksyku cały komplet gier. Cały! Jak mi to pokazał… Nikt wcześniej nie dał mi takiego prezentu! Tomek wyciąga cześć tej kolekcji. Bączki są plastikowe, być może wyprodukowane w Chinach, ale co z tego! – Są prawdziwe, bo wyprodukowano je dla ludzi, który chcą nimi grać. Bez pamiątkowego blichtru.
Bączki stanowią olbrzymią rodzinę rozprzestrzenioną na całym świecie. Również na terenie Azji. Można nimi kręcić na wiele sposobów. Tomek bierze do ręki bambusowy gasing z Indonezji. Nawija sznurek, podkręca i puszcza. Bączek wiruje i śpiewa, a Tomek śmieje się. Jak dziecko. Ja też.
Ten eksponat wyszukał w magazynie muzealnym, jak i wiele innych azjatyckich zabawek. – W pewnym momencie bowiem zdałem sobie sprawę, że gry i zabawy tradycyjne stanowią dobry temat na wystawę. Pomysłowi przyklasnęła pani dyrektor Muzeum Azji i Pacyfiku – Joanna Wasilewska.

Wernisaż wystawy zabawy z kulturą Tomka Madeja w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie

Sporty tradycyjne

Z myślą o przyszłej ekspozycji Tomek przyłącza się do unijnego projektu dotyczącego gier tradycyjnych w Polsce. Jest rok 2016. Podczas konferencji prasowej poznaje prof. Małgorzatę Bronikowską z Pracowni Sportów Tradycyjnych i Etnologii Sportu na AWF w Poznaniu. Rozmowa zaczyna się standardowo. Od propozycji współpracy. Z każdym zdaniem Tomek nabiera śmiałości. Pyta, czy prof. Bronikowska nie zostałaby jego promotorką, ta rewanżuje się propozycją wyjazdu na TAFISA – igrzyska gier tradycyjnych. – Oniemiałem! To była propozycja nie do odrzucenia!

Wernisaż wystawy zabawy z kulturą Tomka Madeja w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie

Podwójna gra

Na igrzyskach Tomek czuje się w swoim żywiole. Jako antropolog poznaje gry z różnych stron świata. Jako pracownik muzeum szuka eksponatów do wystawy. I tak po zakończonej imprezie kilka drużyn narodowych przekazuje mu wszystkie swoje rekwizyty. – Przez to miałem 15 kg nadwagi! Płakałem pozbywając się swojego dobytku z walizki, by zrobić miejsce eksponatom. Ale mówię, chrzanić te ubrania, muszę przecież jakoś zmieścić bączki, piłki rattanowe, proce, rowerek bambusowy… Czego nie zmieścił w swojej walizce, upchnął w bagażu pozostałych członków polskiej reprezentacji. Pozostało jedynie metalowe kółko do toczenia. To już nigdzie się nie zmieściło. Tomek postanawia zagrać va bank. Zakłada strój reprezentanta Polski, na szyi zawiesza kółko i w tej stylizacji idzie do kontroli na lotnisku. Na pytanie: „co to jest?”, odpowiada: „polskie hula hop”. Przechodzi.

Wernisaż wystawy zabawy z kulturą Tomka Madeja w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie

Wystawa gier tradycyjnych

Powoli klaruje się koncepcja i kształt wystawy w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie. Jej ostatnim etapem jest tytuł – Zabawa z kulturą. Tomek chce wyrazić nim zarówno powagę zabaw jak i ludyczność kultury. Przede wszystkim jednak wystawa ma służyć najmłodszym. By choć na moment odciągnąć ich od tabletu. Być może podróż w świat gier i zabaw wzbudzi w nich zainteresowanie egzotycznymi dla nas kulturami. – Przecież nie ma lepszego sposobu aby je poznać, niż przez pryzmat wspólnej dobrej zabawy – mówi Tomek. – Sam tego nie raz doświadczyłem, że podróżując nie musisz znać języka, bo nić porozumienia możesz budować w trakcie mile spędzonego czasu podczas gier. Stanowią one środek do zrozumienia innych kultur, ale też i własnej.

Wernisaż wystawy zabawy z kulturą Tomka Madeja w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie

 

post a comment