Święty Graal to nie legenda!
Święty Graal istnieje! Nie musisz być rycerzem Okrągłego Stołu, żeby do niego dotrzeć.
Wysiadam ze stacji metra Colon. Czy czuję się jak Indiana Jones? Nie spodziewam się na drodze do Świętego Graala żadnych zapadni, przepaści, albo ostrzału snajperów z Hollywoodzkiego Bractwa Wymyślania Historii. Plan jest prosty. Trzeba dojść do katedry.
U Świętego Graala
W Kaplicy del Santo Caliz panuje mrok. Rozprasza go delikatne światło z niszy za gotyckim ołtarzem. To właśnie tam stoi Święty Graal – świadek Ostatniej Wieczerzy. Długą drogę przebył, zanim tu dotarł. Drogę wartą filmu, może nie koniecznie z Indiana Jonesem w roli głównej, bo awanturników po drodze nie brakowało. Legendy wymieniają całe zastępy rycerzy, którzy kruszyli swoje kopie w poszukiwaniach Świętego Graala – Persifal, Lancelot, Galahard. W każdej legendzie jest ziarno prawdy. Tak i tu. Zatem poszukajmy…
Miejsce i czas
Zacznijmy od samej nazwy. Słowo Graal pochodzi od starohiszpańskiego „grial”, które oznaczało kubek. I taką formę miało naczynie, kiedy dotarło do Hiszpanii. Wykonano je z agatu – kamienia, który mieni się strugami kolorów, jeśli spoglądamy na niego pod światło. W tym przypadku przybiera barwy od żółtego po krwistą czerwień. Tego typu naczynia były powszechnie używane w Jerozolimie za czasów Chrystusa. To łączy Graala z miejscem, w którym żył Chrystus. Jak wykazały późniejsze badania – można go też połączyć czasowo. Wszystko bowiem wskazuje, że istniał w I w n.e. Dalej jednak trzeba oddać głos tradycji i legendom.
Wędrówka
Tradycja mówi, że agatowe naczynie przewiózł do Rzymu św. Piotr. Po śmierci Piotra, pieczę sprawowali nad nim kolejni papieże i tak do 258 roku. Wtedy cesarz Walerian wyjął chrześcijan spod prawa. Rozpoczęły się prześladowania. Papież Sekstus II postanowił ukryć relikwię w spokojniejszym miejscu, z dala od ogarniętego religijnym obłędem Rzymu. Misję powierzył diakonowi Lorenzo, a ten wywiązał się z niej znakomicie. Świętego Graala przewiózł do swoich rodziców, do Hueski. I tak, ciągle jeszcze kubek, znalazł się w Hiszpanii.
Ale to nie koniec podróży. W 711 roku Hiszpanię podbijają Arabowie. Znowu robi się gorąco. Znowu trzeba ratować Świętego Graala. I tu zaczynają się legendy.
Ale to nie koniec podróży. W 711 roku Hiszpanię podbijają Arabowie. Znowu robi się gorąco. Znowu trzeba ratować Świętego Graala. I tu zaczynają się legendy.
Pielgrzymi
W średniowieczu nie istniało pojęcie turystyki. Ale to nie znaczy, że ludzie nie wędrowali. Owszem, ruszali w dalekie podróże. Ich celem były święte miejsca, a w trakcie drogi zwiedzali kościoły. I tak jak dzisiejsi turyści, nie specjalnie umieli się zachować. Gadali, przeszkadzali i za nic mieli to, że właśnie trwała liturgia. Może trochę usprawiedliwia ich fakt, że liturgie w tamtych czasach trwały godzinami i odbywały się po łacinie – języku już wówczas zrozumiałym dla zaledwie garstki wykształconych. Dlatego wokół ołtarzy katedralnych zaczęto budować obejścia, by niesforni wędrowcy nie rozpraszali wiernych i zamiast modlitw mogli słuchać legend o Świętym Graalu ukrytym w dalekich Pirenejach w kapliczce za wodospadem. Ktoś go widział, ktoś inny o tym zasłyszał. Później pojawiła się historia o kościele, który zalewa woda. Że to tam spoczywa bezcenna relikwia. Ktoś inny snuł opowieści o przygodach Persifala i Lancelota – tu znowu pojawiał się motyw Świętego Graala. Wyobraźnia pielgrzymów pracowała. Naczynie z ostatniej wieczerzy zaczął żyć własnym legendarnym życiem.
Powrót do historii
Tymczasem Święty Graal powoli wynurza się z mroku dziejów. Najpierw przechowują go mnisi w kaplicy, za wodospadem, którą zlew woda. Następnie trafia do klasztoru San Juan de la Pena, a w 1399 roku do Saragossy. I prawdopodobnie gdzieś na tej trasie z kubka przeistacza się w kielich. Zostaje dodana misternie zdobiona nóżka oraz podstawka z naczynka na którym widnieje arabska inskrypcja „li-izahirati”, co znaczy „dla tego, który jest blaskiem”.
W 1437 roku król Navarry Juan II przekazuje kielich katedrze w Walencji jako… zastaw pod pożyczkę w wysokości 136 430 sueldos wraz ze zobowiązaniem, że ureguluje dług w ciągu najbliższy pięciu lat. Niestety uzyskane w ten sposób pieniądze dość niefortunnie zainwestował w wojny na terenie dzisiejszych Włoch. Ani on ani jego następcy nie rwali się do spłaty i w ten sposób Święty Graal znalazł się w Walencji.
W 1437 roku król Navarry Juan II przekazuje kielich katedrze w Walencji jako… zastaw pod pożyczkę w wysokości 136 430 sueldos wraz ze zobowiązaniem, że ureguluje dług w ciągu najbliższy pięciu lat. Niestety uzyskane w ten sposób pieniądze dość niefortunnie zainwestował w wojny na terenie dzisiejszych Włoch. Ani on ani jego następcy nie rwali się do spłaty i w ten sposób Święty Graal znalazł się w Walencji.
Pozorna stabilizacja
Choć czas wielkiej wędrówki zakończył się 600 lat temu, historia Świętego Graala wciąż do spokojnych nie należała. Dwa razy historia zmusiła go do ucieczki z Walencji – w 1809 i 1936 roku.
Jedno trzeba przyznać. Wszystkie wędrówki – i te dalekie i te bliższe nie przyniosły uszczerbku na formie Świętego Graala. Jedyny uszczerbek wydarzył się w czasie spokoju. W 1744 kanonik Vincente Frigola przez przypadek upuścił kielich podczas wielkopostnej eucharystii i rozbił go na dwie części. Relikwię naprawiono, ale kanonik tak się tym przejął, że zachorował i zmarł kilka dni później.
Od tamtej pory, Święty Graal tylko w wyjątkowych sytuacjach służy do sprawowania liturgii. Takich jak wizyta papieża. Unosił go ponad głowami wiernych Jan Paweł II podczas eucharystii w Walencji. Wtedy nazwał go „świadkiem wędrówki Chrystusa po ziemi”.
Jedno trzeba przyznać. Wszystkie wędrówki – i te dalekie i te bliższe nie przyniosły uszczerbku na formie Świętego Graala. Jedyny uszczerbek wydarzył się w czasie spokoju. W 1744 kanonik Vincente Frigola przez przypadek upuścił kielich podczas wielkopostnej eucharystii i rozbił go na dwie części. Relikwię naprawiono, ale kanonik tak się tym przejął, że zachorował i zmarł kilka dni później.
Od tamtej pory, Święty Graal tylko w wyjątkowych sytuacjach służy do sprawowania liturgii. Takich jak wizyta papieża. Unosił go ponad głowami wiernych Jan Paweł II podczas eucharystii w Walencji. Wtedy nazwał go „świadkiem wędrówki Chrystusa po ziemi”.
Na fali
Dziś Walencja szuka pomysłu na ściągnięcie turystów. Ma fallas, ale impreza wydarza się tylko raz w roku. A Świętego Graala można oglądać codziennie. Każdy może się zatem wcielić w rolę Indiany Jonesa. Ja też! Zatem wpadam na partyzanta do kaplicy, robię zdjęcia, a potem pokazuję to moje trofeum. W ten sposób pokazuję światu i okolicznym znajomym, że nie potrzeba zbroi Lancelota ani siły superbohaterów, by dotrzeć Świętego Graala. Należy jedynie polecieć do Walencji i obrać kierunek na katedrę!
Pequeninha Doçura
Dorotko, nie miałam pojęcia, że św. Graal istnieje!!! Sądziłam, że to tak jak ze słynną Arką: nikt nic nie widział i nie wie.Wiadomo, że to legendy… ale fajnie jest wierzyć w takie rzeczy. No i… agaty to jedne z moich ulubionych kamieni :)Pozdrawiam Cię bardzo ciepło w Twoich szaleńczych eskapadach 🙂 Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzę Walencję!
Dorota Chojnowska
Ja też myślałam że to legenda, ale trafiłam na książkę Grzegorza Górnego i Janusza Rosikonia "Tajemnica Graala". Cokolwiek się myśli i w cokolwiek wierzy, warto ją przeczytać. Autorzy przebyli fascynującą podróż śladami legend o Świętym Graalu. Ale polecam Walencję nie tylko ze względu na Graala. Niedługo napiszę o budowlach Calatravy w dawnym korycie rzeki. To moje ukochane miejsce.Pozdrawiam Cię i życzę podróży po Hiszpanii, bo na prawdę warto:)
Ewa Smagło
Wooooow ?… Dorotko, kolejny powód do podróży ?
Dorota Chojnowska
Ewcia! Musisz pojechać na Węgry!!!!!