Produkcja hamaków to istotna gałąź meksykańskiej gospodarki. Bo na hamakach leży spora cześć mieszkańców Jukatanu.
Trudno znaleźć na Jukatanie dom bez hamaków. Może nie być szafy, stołu, ale jak już są cztery ściany i dach, to hamak musi być! Dlatego Ricardo, początkujący typowy biznesmen meksykański postanowił na tym zarobić. Oczywiście po meksykańsku.
Hamakowe imperium
– Wchodzicie w meksykańskie hamaki?
– Czemu nie? Ale musimy zobaczyć, jak wygląda sama produkcja. – odpowiedział profesjonalny biznesmen, Żenia.
Podróż do zagłębia meksykańskich hamaków
Następnego dnia Ricardo zabrał nas do wioski kilkadziesiąt kilometrów pod Meridą. Wszyscy jej mieszkańcy żyją z wyplatania hamaków.
Wjeżdżamy. Rzeczywiście, przed każdym domem stoi stelaż do robienia hamaków. Wszystkie są puste, poza jednym, przy którym pracuje dona Teresa. Chodzi od jednego do drugiego krańca stelaża i mechanicznym ruchem zaplata węzły.
– A gdzie reszta mieszkańców? – pytamy Ricardo.
– Jak to gdzie? Odpoczywa!
Motywacja najważniejsza!
Dona Teresa wyrobiła sobie jednak kondycję. A to za sprawą motywacji w postaci sporej liczby gęb na utrzymaniu, więc się spieszy. Zatem część do spania robi w jeden dzień, a drugi dzień zajmuje jej wykończenie roboty, podczas gdy konkurencja potrzebuje około 3 tygodni na wykończenie dzieła. Dlaczego to właśnie u niej Żenia nie zamówił hamaku w barwach flagi meksykańskiej?!
Ja nie miałam żadnych fanaberii kolorystycznych. Wzięłam pierwszy lepszy hamak z miejscowego sklepu. W cenę 180 peso wliczone było: 40 peso dla producenta (ok. 10 zł), cena nici, sklepowa marża i procent Ricardo. Żenia zaś do dziś czeka na swój hamak…
Przymierzam hamak. Dowiozłam go z podróży i nigdy nie rozłożyłam… |
W mieszkaniu na jukatanie musi być telewizor i hamak. |