Top
  >  Czeczenia   >  Cmentarze świata

Cmentarze są lustrem, w którym zobaczysz, jak w różnych kulturach świata pojmowana jest śmierć i życie po życiu.

Gdziekolwiek jadę, staram się odwiedzać cmentarze. Przemierzam zatopione w ciszy alejki i czytam z grobów czym dla żywych jest świat po drugiej stronie. Bo śmierć zamyka sekwencję przemian i przechodzenia z jednaj fazy życia w drugą. W kulturze chrześcijańskiej pierwsza z nich to narodziny i towarzyszący im chrzest, kolejny to pierwsza komunia i bierzmowanie, po nich małżeństwo albo kapłaństwo i pogrzeb. Każdy z tych obrzędów ma swoich pogańskich przodków i odpowiedniki w obrzędach zwanych rites de passage. Każdy z tych z nich składa się z rytuałów, które mają zapewnić przychylność boską lub losu na nowym etapie wędrówki. Ostatni z nich – pogrzeb, ma pomóc duszy przejść na drugą stronę. Pozostaje grób, a na nim wszystko co według żywych warte jest wiecznej pamięci…

cmentarz w Omanie.

Kamienie

Bardzo często jadąc na rowerze łapię się na tym, że patrzę tylko na drogę i na horyzont. Na tej linii co najwyżej może się wydarzyć jakiś samochód, pieszy, a w Omanie dodatkowo stado wielbłądów. Na szczęście się zmęczyłam i przystanęłam przy niewysokim murku. Za nim zobaczyłam pustą przestrzeń obsianą kamieniami.
– Czy tak wygląda muzułmański cmentarz na Półwyspie Arabskim?
– Tak – kilka dni później potwierdza Said. – W miejscu pochówku stawiamy kamień i odchodzimy. Nie odwiedzamy zmarłych.

Piaskiem pisane

Marokańscy nomadzi swoich zmarłych zostawiali po drodze. Grobów nie oznaczali nawet kamieniem, bo po co, skoro zaraz zasypie je piach. Wiedzieli, że Sahara, niczym kochanka otuli swoim piaskiem na wieczność opuszczone przez dusze ciała. Ich imiona wkrótce odejdą w zapomnienie. Szansę na wieczną pamięć mają jedynie ci, od których zaczerpnięto nazwy klanów.

Ruiny miasta na Saharze w Maroku

Ostatni będą pierwszymi

Na Saharze czas wyznaczają wschody i zachody słońca. Dziś nie będzie się odróżniało od jutra, a wczoraj za chwilę przeobrazi się w bardzo dawno temu. Po prostu. Bo jaka jest różnica między kimś, kto odszedł wczoraj a sto lat temu? Żadna. Jednej i drugiej osoby po prostu już nie ma.
Tak samo nikt nie wie, kiedy umarła metropolia, którą mija nasza karawana.
– Bardzo dawno temu – mówią nasi przewodnicy, co może oznaczać zarówno rok, jak i pięćset lat temu. Piaskom pustyni wciąż jeszcze stawiają czoła resztki 
murów obronnych . Nikt już nie zna nazwy miasta, nikt nie wymieni imienia choćby jednego z jego władców. Czas starł z powierzchni ziemi ich groby. Pozostał tylko jeden niepozorny grobowiec tutejszego marabuta, czyli świętego męża. Do niewielkiej kamiennej budowli od wieków pielgrzymują nomadzi. Modlą się i zostawiają tam swoje dary lub żywią się darami, które pozostawili inni. Przed nimi.

Cmentarz na pustyni w Maroku

Zmiana

Sahara zamyka się na ludzi. Coraz mniej wody wydziela Nomadom i ich stadom. Trzeba się osiedlić i dostosować do nowych reguł życia. Tu podstawę stanowi pismo i czas. Odwiedzamy cmentarz dawnych nomadów wokół kolejnego marabuta. Na grobach widzę niewprawną ręką podpisane kamienie – Abdallah, zmarł w 2018 roku. Na pustyni nikt nie śledził kalendarza. Ważne było samo życie, a nie to, kiedy się zaczęło i kiedy skończyło. Miasto wymaga od swoich mieszkańców większej precyzji…

Grobowce na cmentarzu w Stambule w dzielnicy Eyup

Fajka w grobowcu

Każdy mieszkaniec Stambułu, jeśli jest muzułmaninem, chce zostać pochowany w pobliżu towarzysza Proroka na Eyup. Przez stulecia podnóże i stoki wzgórza, na którym wznosi się meczet z grobem świętego męża, obrosły nagrobkami. Stawia się je na niemal pionowych ścianach wzgórza. Podziwiam je z kabiny kolejki linowej. Jestem sama. Kilka minut temu pożegnałam Ahmed. Chłopak doprowadził mnie do samego wejścia, ale nie miał odwagi jechać dalej. Wszystko przez lęk wysokości. Ale i tak spędził ze mną długie godziny. Oprowadził mnie po sułtańskich grobach wzdłuż głównej alei zmierzającej w stronę wzgórza. W kawiarence zaaranżowanej w jednym z grobowców zapaliliśmy fajkę wodną, wypiliśmy filiżankę tureckiej herbaty.
– Nie rozumiem, dlaczego wy – chrześcijanie, że tak boicie się cmentarzy. Przecież zmarli już zmarli, nic nie mają do żywych – ciągle brzmią mi w uszach jego słowa, kiedy na szczycie Eyup up zatrzymuję się na kolejną herbatę. Tym razem stoły kawiarenki ustawiono miedzy nagrobkami. Przede mną mężczyzna jedną ręką obejmuje ukochaną, drugą podpiera się na nagrobku. Przemyka mi przez głowę myśl, by zrobić zdjęcie, ale nie robię, bo w głębi duszy boję się cmentarzy…

Samotny grobowiec w Osetii na Kaukazie

Zakupy na Kaukazie

Dziś zobaczysz sklepy – mówi Aleks, mój Osetyjski znajomy. Tylko z grzeczności nie komentuję, że umawialiśmy się na wycieczkę w góry, a nie zakupy. Tak, jestem grzeczna. Elegancko wsiadam do terenówki i zabawiam Aleksa rozmową, by nie usnął po drodze. Tymczasem przed nami rośnie Kaukaz. Coraz bliżej, coraz wyżej, coraz piękniej. Stop. Aleks zatrzymuje samochód w dolinie. Nad nami w skale znajduje się zamaskowana twierdza, na wprost zburzona wieża rodowa, a nieco dalej stoi domek. Kamienny, na planie kwadratu, bez okien z kamiennym dachem. Ale są drzwi przez które można by się wczołgać do środka. Zaglądam i widzę kości – rozwalone w nieładzie piszczele, kawałki dłoni z zaschniętą skórą i kawałkami ubrań.
– Oto sklep. Do lat pięćdziesiątych w takich grobowcach chowaliśmy swoich zmarłych.
Sklepy stoją wszędzie. Czasem pojedynczo, czasem w niewielkich grupach, a w Dargavs wzniesiono olbrzymią nekropolię – Miasto Umarłych

Jeden z grobowców na cmentarzu w Osetii

Siła tradycji

W Osetii nie ma bezimiennych sklepów. Grobowce, choćby znajdowały się w najbardziej niedostępnych rejonach Osetii, wciąż noszą imiona swoich rodów. Ich wysokość odzwierciedlała status chowanej w nim rodziny. Widziałam sklepy ledwie wystające ponad ziemie, jednopiętrowe, ale też dwu piętrowe wieże.
– ciała składało się do nich w dłubankach przypominających łódki i zostawiało. Kiedy z biegiem lat w komorze robiło się ciasno, przed kolejnym pogrzebem ktoś wchodził i rozgarniał kości. Zdarzało się, że podczas epidemii, kiedy nie było komu grzebać ludzi, chorzy sami szli do sklepów, by tam zgasnąć.

Tabu

Przeważnie jednak Osetyjczycy godnie wyprawiali zmarłych na tamten świat. Ubierali w paradne stroje, zawieszali najlepszą biżuterię. Przez wieki nikt nie odważył się obrabować zmarłych, bo Osetyjczycy nawet na groby chodzą niechętnie, by nie zakłócać spokoju zmarłym. Tabu złamali dopiero radzieccy archeolodzy. W imię nauki oczyścili je ze wszelkich drogocenności.

Noc czarta

Osetyjczycy nie odwiedzają zmarłych, ale pozostają z nimi w stałym kontakcie. Na przykład podczas nocy czarta.
– W najdłuższą noc w roku całymi rodzinami zbieramy się na wielką ucztę. Stoły zastawiamy rytualnymi potrawami. Wszystko musi być gotowe o północy. Wtedy zapraszamy duchy, a sami gasimy światła i wychodzimy z domu. 

Po godzinie żywi wracają i dojadają resztki po zmarłych.

Grób na cmentarzu w Gruzji

Szocik z przodkiem

Gruzini nie unikają zmarłych. W przeciwieństwie do Osetyjczyków lubią z nimi od czasu do czasu zasiąść do stołu. Na cmentarzach gruzińskich zawsze jest dogodna ku temu przestrzeń. Zatem zazwyczaj przy wejściu stoi długa ława zwana „biesiedką”. Przy każdym grobie znajduje się również mniejszy lub większy stolik z krzesełkami. To dla tych, którzy preferują bardziej intymne spotkanie ze zmarłym. Obcowanie ułatwia fakt, że na gruzińskich nagrobkach bardzo często umieszczane są ich cało-postaciowe portrety – jedne wygrawerowane w kamieniu, inne namalowane na papierze i umieszczone w szklanej gablocie.

Piktogramy na czeczeńskim nagrobku opisują życie zmarłego

Buty do wieczności

Niewiele pamiątek historii przetrwało czeczeńskie wojny. Meczet, gdzieś w okolicach wąwozu Pankisi zburzono jeszcze pod koniec powstania Szamila w połowie XIX wieku.
– Budując go, moi przodkowie myśleli, że postoi wieki, tymczasem służył ludziom zaledwie kilkadziesiąt lat – mówi Husajn.
Jego rodzina pochodzi z wioski, która znajdowała się kilkaset metrów od meczetu. Po wiosce pozostały ruiny jednego domu, po ludziach kilka milczących kamieni na bezimiennych grobach.
– Czeczeni nie znali pisma. Kiedy jednak chowali znaczącą osobę na jej grobie umieszczali piktogramy opisujące jej życie.
Pochylamy się nad jednym z nagrobków. Strzelba oznaczała, że zmarły służył w wojsku, różnorodne buty informują o kolejnych stopniach kariery. Kilkadziesiąt lat życia tego bezimiennego człowieka sprowadzono do kilku obrazków. Czy to więcej czy mniej niż data śmierci i nazwisko na naszych grobach?

Sarkofagi na rzymskim cmentarzu w Tyrze, w libanie

Ostatnie słowo

Przed bramą do starożytnego Tyru w Libanie i tuż za bramą w bezładzie, jedne na drugich, stoją rzymskie sarkofagi. Długo myślałam, że ten bałagan uczynili XIX-wieczni archeolodzy. Jednak nie! Starożytni wierzyli, że w ostatnim słowie zawiera się podsumowanie życia, zatem posiada niezwykłą moc. Dlatego długimi latami myśleli nad sentencją, którą chcieliby przekazać potomnym i jeszcze przed śmiercią zlecali jej grawerunek na sarkofagach. Po śmierci oczekiwali od swoich rodzin, że sarkofag umieszczono w miejscu uczęszczanym i widocznym, by każdy mógł pokiwać głową nad ich mądrością. Trudno o bardziej uczęszczane miejsce niż okolice bramy miejskiej. Dlatego to tam znoszono sarkofagi i ustawiano – jedne na drugich. W ten sposób, choć widoczne, sentencje ginęły w tłumie, a dziś? Sarkofagi służą jako donice do kwiatów w zabytkowych częściach Byblos i innych miast. Są wyeksponowane, tylko że przekaz przestał być zrozumiały, jeśli nawet nie starł go czas.

Dziadek

Dziadek Agostiny nie ma swojego grobu. Po śmierci skremowano jego ciało i tak jak to się teraz najczęściej robi, prochy wysypano do komunalnego grobowca. Gdyby rodzina dodatkowo dopłaciła, na ścianie grobowca umieszczono by tabliczkę z imieniem i nazwiskiem dziadka. Ale nikt tego nie zrobił. Przecież nikt dziadka nie odwiedzał za życia, to kto by chciał świeczkę zapalić mu po śmierci?
– Dziadek był złym człowiekiem. Unikałam go jak mogłam. Nie tylko ja. Nie miał przyjaciół ani znajomych. Tylko babcia jakoś z nim wytrzymywała. Nikt więcej. Poza najbliższą rodziną, nikt nie przyszedł na jego pogrzeb. Nigdy nam nie powiedział kim był, zanim pojawił się w Argentynie w połowie lat czterdziestych. Dopiero po jego śmierci babcia wyjawiła nam jego prawdziwe nazwisko. Niemieckie.
– A gdzie pochowaliście babcię?
– W grobie. Na cmentarzu…

post a comment