Top
  >  Austria   >  Hundertwasser w Wiedniu, czyli śmierć linii prostej

Nie było mu o drodze z linią prostą. Ani w życiu ani w sztuce. Wizjoner, ekolog, architekt, niebanalny artysta pozostawił po sobie niezwykłe dzieła, nieproste w odbiorze i pełne krzywizn w formie. Te najważniejsze zobaczysz w Wiedniu.

Stoję pod domem Hundertwassera. Przed chwilą złapałam się na kontemplacji chodnika. Każdą płytkę oglądam dwa razy zanim zrobię krok, a to dzięki zwykłym, prozaicznym nierównościom. Brak linii prostej budzi moją uważność. Sprawia, że baczniej obserwuję nie tylko podłoże, ale i jego otoczenie. A pod Hundertwasserhaus jest na co patrzeć! Podziwiam więc całe połacie ścian pokryte mozaikami, fasadę podzieloną na nieregularne kolorowe segmenty, nieregularnie rozmieszczone okna różnej wielkości. Podążam wzrokiem za poplątanymi liniami, które doprowadzają mnie do kolumn, kolumienek i drzew wystających z okien i porastających dach. W Hunderwasserhaus nic nie jest proste.

Dom Hundertwassera

W życiu szalony w twórczości konsekwentny, już na początku swojej drogi twórczej Hundertwasser wykopał topór wojenny z linią prostą i konsekwentnie trwał w stanie wojny do końca życia. Z biegiem lat doprecyzowywał jedynie swoje twórcze założenia. Dom Hundertwasera stanowi przykład zwycięskiego starcia artysty ze znienawidzoną formą kreski. Każdy fragment ściany, podłogi, dachu czy otoczenia stanowi wcielenie jego artystycznych idei i przekonań. Odznacza się, a jakże, od otaczającej go grzecznej, mieszczańskiej nudy.

Linia prosta

Nie zdziwiłabym się, gdyby w bohaterką najgorszych koszmarów sennych Hundertwassera była linia prosta. Podstawowym zarzutem, który wobec niej wysuwał jest fakt, że nie występuje w naturze. Ale to wierzchołek góry lodowej wad. W kolejnych manifestach piesze, że jest czymś tchórzliwie nakreślonym przy pomocy linijki, bezmyślnie i bezemocjonalnie. Obca naturze, stanowi zgniły fundament naszej skazanej na zgubę cywilizacji. Prosta linia jest bezbożna i niemoralna. Jest jedyną niekreatywną linią, która nie przystoi człowiekowi jako obrazowi Boga. Jest zakazanym owocem, przekleństwem cywilizacji.

Krótko mówiąc, linia prosta prowadzi wprost do upadku cywilizacji. Całe szczęście, że Hundertwaser znalazł również antidotum.

Spirala

Jest czystą afirmacją natury. Spirala zdradza fałszywe intencje linii prostej, jej ateizm i genetyczny brak inwencji twórczej. Spirala stanowi obraz życia, cyklu nieskończonych przemian, inkarnacji, przeobrażeń i raju. Artysta odkrywa ją w 1953 roku i od tamtej chwili niezwykle często wkomponowuje ją w swoje dzieła. Znalazła się również na fasadzie Hundertwasserhaus w Wiedniu.

Drzewa

Wbrew pozorom w Domu Hundertwassera w Wiedniu nie mieszkają ekscentryczni artyści. Budynek należy do miasta i znajdują się w nim mieszkania komunalne. Artysta dopilnował jednak, by obok ludzi osiedliła się tu przyroda, więc zameldował tu jeszcze drzewa.
Miał do nich olbrzymią słabość. Uważał, że do podstawowych obowiązków człowieka należy posiadanie drzewa, bo to pozwala mu na przywrócenie dialogu z naturą. To dlatego drzewa porastają jego obrazy, akwarele i projekty architektoniczne. Hundertwasser chętnie angażował się we wszelkie protesty przeciw deforestracji i we wszelkie akcje sadzenia drzew. Ktoś wyliczył, że w sumie w swoim życiu zasadził około 60 tys. drzew.
W domu Hundertwasera kilka z nich wystaje z okien, kolejne rosną na dachu. Wysypano tam dla nich około 900 ton ziemi. Drzewa zakorzeniły się koncertowo – ogród po 40 latach stał się potężnym lasem, w którym umościły się ptaki. Tak w centrum Wiednia powstała rajska wyspa, gdzie natura stała się pełnoprawnym sąsiadem człowieka.
– Ten dom ma przedstawiać pierwszą próbę do przywrócenia dialogu z naturą. My i przyroda powinniśmy stać się równorzędnymi partnerami, i żadne z nas nie powinno dominować drugiego – powiedział artysta na uroczystości otwarcia w 1985 roku.
Praktycznie od pierwszego dnia po otwarciu Dom stał się jedną z głównych atrakcji turystycznych Wiednia. Zaczęły tu ściągać tłumy. Szacuje się, że rocznie ogląda to miejsce około 1,3 mln osób. Pierwsi zwiedzający tak jak ja zaglądali do kawiarni, przysiadali na krzywiźnie krawędzi fontanny i… nic. Przecież nie można wejść do środka, bo znajdują się tam prywatne mieszkania.

Hundertwasser Village

Dlatego pewnego dnia narodził się pomysł na zbudowanie przestrzeni z kawiarniami i sklepikami. Wkrótce zatem Hundertwasser dostał nowe zadanie – stworzenie Hundertwasser Village w miejscu dawnej fabryki opon naprzeciwko domu Hundertwassera.
– Mogę powiedzieć, że jestem lekarzem architektury – mówi Hundertwasser na uroczystym otwarciu w 1991 roku. – Nie zburzyliśmy pierwotnego budynku, by następnie go odbudować, lecz istniejący budynek udoskonaliliśmy poprzez dodanie nowych elementów, kształtów i kolorów.

Przy kolumnie człowiek czuje się jakby był pod drzewem. Kolumna musi więc być piękna, kolorowa, błyszczeć w deszczu i podczas pełni księżyca.

Przede mną brama porośnięta trawą na szczycie. Już wiem, że prowadzi do architektonicznej magii. Nie mylę się. Wchodzę do patio, które sprawia wrażenie lasu wróżek z szalonymi kolumnami w roli drzew. To kolejny charakterystyczny motyw w architekturze Hundertwassera. Kolumny sprawiają wrażenie, jakby je nawleczono z gigantycznych korali o zdecydowanych barwach. Czerwone, granatowe, zielone, przełamane złotem lub srebrem.

Po środku patio znajduje się bar, a wokół niego sklepiki z pamiątkami. Zaglądam w każdy zakamarek, bo nareszcie mam okazje zobaczyć również wnętrze zaaranżowane przez Hundertwassera. Wszędzie króluje brak symetrii i linii prostej.
– Za to lubią mnie budowlańcy – chwalił się mistrz w jednym z wywiadów. – Że pozwalam im na dużo swobody.
Przede wszystkim nie upierał się przy pionach i poziomach. Czy nie stanowiło to jednego z powodów. Czy to nie było powód dla którego zrealizowano zaledwie 25 z 50 projektów?
W Wiosce długo nie zabawiam, bo zakupów nie robię, a na piwo jeszcze za wcześnie. Ot, traktuję ją jako stylowy ukłon mistrza w stronę komercji i idę dalej.

Spalarnia śmieci w Spittelau

Hundertwasser chętnie podejmował się projektów łączących w sobie pożytek publiczny i ekologię. Kiedy pewnego dnia zapukali do niego przedstawiciele spalarni odpadów komunalnych w Spittelau w Wiedniu wpadł w euforię. Projekt wpisał się idealnie w jego przekonania, dlatego wykonał go za darmo. Ciekawe, ówczesna dyrekcja zakładu przypuszczała, że po interwencji Hundertwassera spalarnia stanie się atrakcją turystyczną odwiedzaną w komplecie z Domem Hundertwassera i Albertiną?
Do spalarni jadę rowerem ścieżką nad pięknym modrym Dunajem. W pewnym momencie sponad traw wyłania się wieża zwieńczona złotą kulą. To tu. Dotarłam. Za chwilę powoli wyrasta przede mną gmaszysko niczym pałac szalonych wróżek. Hundertwasser za sprawą kolorów i detali odrealnił nudną, przemysłową bryłę. Wydobył też piękno maszyn przemysłowych. I znowu wyeliminował linię prostą z horyzontu architektonicznych zdarzeń.

Pięć skór człowieka

Trudno opisać Hundertwassera jednym słowem. Na pewno był pionierem i wielkim ekscentrykiem. W dżungli zasiedziałych idei, torował krętą ścieżkę dla nowych wizji w architekturze i sztuce. Wszystko, czego się nie dotknął, rzuca się w oczy. On również nie był typem, który ginął w tłumie.
Hundertwasser twierdził, że człowiek ma pięć skór. Pierwsza to własna skóra. Drugą skórą jest ubranie. Największym cierpieniem, jakie człowiek może jej zadać jest podążanie za modą i ujednolicenie. Hundertwasser chadzał więc we własnoręcznie robionych butach, samodzielnie szytych koszulach, spodniach, a nawet skarpetach. Ponoć nigdy nie nosił dwóch takich samych skarpetek, co nie umykało uwadze współczesnych, ponieważ podobnie jak reszta stylizacji, były bardzo kolorowe. Trzecią skórą człowieka jest rodzina i społeczeństwo. Ostatnią – planeta, czyli środowisko naturalne. Hundertwasser zwracał uwagę na rolę sztuki i architektury w tworzeniu płaszczyzn, na jakich mają się zawiązywać i kształtować relacje budujące poszczególne skórę.

KunstHausWien

KunstHausWien, czyli muzeum Hundertwassera w Wiedniu, stanowi kolejnego prztyczka w nos linii prostej. Nie zostawił jej miejsca wśród szalejących spiral, płynących, mieszających się kolorów. Dla linii prostej Hundertwasser nie zostawił miejsca nawet przed muzeum, tu nawet słupki są pochylone. W środku też nie jest prosto. Hol przypomina jaskinię z której wyprowadzają mnie na pierwsze piętro ceramiczne schody. Oczywiście nierówne. Na górze znajduje się olbrzymia kolekcja prezentująca pełen przekrój jego twórczości – od pierwszych akwareli po sam grób, bo architektura nie stanowiła głównej działalności Hundertwassera. Artysta przede wszystkim malował.

Akwarele

Patrzę na pejzaż wiedeńskiego parku z 1944 roku. Poprawny. Tu drzewko, tam rzeczka, a na niej unosi się łódeczka. Najstarsze akwarele nie zdradzają późniejszego szaleństwa formy i barw. Pierwsze portrety zdradzają jedynie, że artysta dusi się w konwenansach narzuconych przez epokę. Obok wisi na ścianie kompletnie inna akwarela. Tylko podpis zdradza, że została wykonana przez tego samego artystę. Kolory szaleją wraz z burzą na morzu i przelewają się między polami ograniczonymi mocnym konturem. Kształty już nie są okiełznane, kolory nie silą się na naturalizm. Tu już widać zalążek tak charakterystycznego stylu Hundertwasera. Tak malował w 1949 roku.
– Czy wówczas nie odkryto LSD? – pyta Paweł.
Odkryto. Czy ma to jakiś związek?

Podróże

Hundertwasser nie miał wątpliwości, że jego powołaniem jest sztuka. Wstępuje więc na szacowną Akademię Sztuk Pięknych w Wiedniu i po trzech miesiącach występuje. Stwierdza, że profesorowie nie są w stanie wskazać mu artystycznej drogi. Sam musi ją znaleźć uważnie patrząc, pielęgnując w w sercu niezłomną miłość do natury, a w głowie dzieła Egona Schielle i Kampmanna, Z tym bagażem wyruszył w swoją artystyczną drogę. Dużo podróżował. Przebywał we Włoszech, we Francji, na Karaibach i na Antypdach, przez kilka lat mieszkał w Japonii. Nie przywiązywał się do miejsc, podobnie jak do nazwiska.

Dlaczego nie Stowoda?

Artysta urodziła się w 1928 roku jako Friedrich Stowasser. Nazwisko pół słowiańskie, pół niemieckie mógł zmienić na Stowodę, albo Hundertwodę, w 1949 roku zdecydował się jednak na Hundertwasser. W 1968 roku zmienia również imię na Friedensreich, co oznacza Królestwo Pokoju. Później jeszcze dodaje do nazwiska kolejne przystawki – Regentag i Dunkelbunt, ale nie zapisują się one w świadomości zbiorowej admiratorów jego sztuki.

Japonia

Kilka lat spędził w Japonii. Tam ożenił się z malarką Juukio Ikewadą. Na zdjęciach wyglądają, jakby byli ulepieni z tej samej gliny. Związek jednak nie przetrwał próby czasu. Rozchodzą się, Hundertwasser wraca do Wiednia. Wybiera samotność. W Japonii eksperymentuje z drzeworytem. Zaczął też wzorem artystów z Kraju Kwitnącej Wiśni stemplować swoje dzieła.

In the Meadows Hills

Hundertwasser nazwał to osiedle rajem na ziemi. Domy niczym chatki Hobbitów wypływają spod trawy i pod nią się chowają. Otulone zielenią, energooszczędne, miały zapewnić mieszkańcom życie w harmonii z naturą. Ich dachy stanowić miały również przestrzeń spacerową. Jak napisał Hundertwasser w założeniach projektu osiedle In the Meadows Hills wskazuje drogę wyjścia ze ślepego zaułku w jaki wpędziła się architektura miejska Wiednia i Austrii. Na terenie osiedla Hundertwasser przewidział nie tylko tereny rekreacyjne, ale również oczyszczalnię ścieków i system zbierania deszczówki.

Patrząc na makietę w muzeum zgadzam się z Hundertwasserem, który stwierdził, że nie ma tu miejsca, którego malarz nie chciałby namalować. Artysta wspomniał też, że jedyną niedogodnością dla mieszkańców będą tłumy turystów. Z tego też powodu przyszli lokatorzy podnieśli bunt i nie dopuścili do realizacji projektu.

Święty hummus

Hundertwasser unoszony miłością do przyrody w pewnym momencie życia zainteresował się obiegiem naturalnym, a konkretnie rolą ludzkich ekskrementów, które nazywa świętym hummusem, w cyklu odradzania się i przeobrażania życia. Pierwszy odczyt pod tytułem Toaleta Hummusowa wygłosił w 1975 roku. Potrzebę tego typu toalet uzasadniał ekologią. Tradycyjna toaleta na spłukanie osadzonej tam zawartości potrzebuje kilku litrów wody. Ta woda następnie zanieczyszcza środowisko. Toaleta humusowa efekty posiedzenia kompaktuje tworząc biodegradowalny hummus w każdej chwili gotowy do użyźnienia gleby.
– Dlaczego muszę oddawać moje gówno, aby zatruwało środowisko? Wolę je zachować dla siebie. – Konkluduje wywód Hundertwasser.

W 1979 roku idzie dalej wydając manifest Sacred shit – the shit culture, czyli Święte Gówno – Gówniana Kultura. Aromat hummusu przedstawia jako znak boga, boski ślad, zmartwychwstanie i zbawienie. Droga cywilizacyjna podąża zaś ścieżką Homo – humus – humanitas.

Wykorzenienie?

Jeśli nie szanujemy przeszłości, tracimy przyszłość. Jeśli zniszczymy nasze korzenie, nie będziemy mogli wzrastać

Czy te słowa wynikały z obserwacji, czy wrażały jego stan umysłu? Podczas wojny zginęło blisko 70 osób z rodziny Hundertwassera ze strony jego mamy – żydówki. Czy zatem jedynie przestrzegał, czy sam czuł się wykorzeniony?

Krąg śmierci i życia

Hunderwasser do końca życia konsekwentnie podążał swoją ekologiczną ścieżką. Swoje ciało śmierci zwrócił naturze. Pochowano go, zgodnie z jego życzeniem, pod drzewem tulipanowca w Ogrodzie Szczęśliwych Zmarłych w Nowej Zelandii.
Długo zbierałam się do pisania tego tekstu. Blisko dwa lata przygotowywałam głowę do zmierzenia się z tak nietuzinkową osobowością. Rzadko też mi się zdarza, by szukanie informacji i samo pisanie stanowiło tak niezwykłą przygodę. Nie mniejszą niż oglądanie jego dzieł na żywo.

Co sprezentować komuś, kto ma wszystko?

Przyślij do mnie zdjęcie cyfrowe, a ja wykonam resztę 🙂

Kolorową

błękitną

Cyjanotypia fotografii Gabrieli Bohuszewicz

Vintage

post a comment