Top
  >  Gruzja   >  Gruzja na weekend – Wąwozy Okatse i Martvili

Kutaisi może nie należy do najpiękniejszych gruzińskich miast, ale w okolicy znajdują się prawdziwe cuda natury – wąwóz Okatse i wąwóz Martvili. Warto się tu dla nich zatrzymać na jeden dzień. 

Najpiękniejsze miejsca poznaje się często przez przypadek. Pewnego razu jechałam z grupą do Gruzji. Jeszcze przed wyjazdem właściciel biura mówi mi:
– Dorota, pamiętaj, żeby już po przylocie potwierdzić wszystkie rezerwacje. Sama wiesz, to jest Gruzja…
Na lotnisku jeszcze raz do mnie zadzwonił:
– Dorota, uprzedź grupę, że to jest Gruzja i wszystko może się zdarzyć. No i się zdarzyło. I to nie z „winy” człowieka! Zgodnie z programem po kilku dniach spędzonych w okolicach Tbilisi, mieliśmy się przemieścić do Ushguli, a stamtąd ruszyć na dwudniowy treking do Mestii. Dzwonię zatem do Roza Guest House’u w Mestii. Potwierdzam nocleg – czekają. Pytam o przewodnika i tu pojawia się problem.
– Zapomnij o wyjściu w góry. Dziś w nocy spadło 3 metry śniegu. Wszystko jest zasypane. Nigdzie w góry nie pójdziecie. To co robić?

Szczęśliwy przypadek

W Gruzji trzeba rozmawiać. O wszystkim, a tym bardziej o zmianie programu. Szczególnie, jeśli przed sobą mam nie takiego zwykłego zjadacza chaczapuri, lecz instytucję w postaci pani Nazi, właścicielki Nazi guesthouse’u z Kazbegi. Pani Nazi to nie tylko wspaniała gospodyni u której każdy dobrze zje, dobrze się napije i będzie się czul jak w domu. Pani Nazi wie wszystko. Tego poranka, kiedy grupa jeszcze smacznie spała, usiadła koło mnie żeby powspominać dawne czasy i nasze poprzednie spotkanie. Wtedy było lato, przepiękne słońce i masa turystów. Teraz jest wiosna, przepiękne słońce i masa śniegu. Właśnie… Ten śnieg, co zasypał wszystko łącznie ze szlakiem. – Sprawił, że szukam alternatywnej trasy. – Na pewno coś znajdziesz – mówiąc to pani Nazi usiadła obok mnie przed komputerem, odpaliła youtube’a i wpisała frazy: „canyon Okatse”, a następnie „canyon Martvili”. nagle zobaczyłam wąwozy jak z bajki. – Była tam Pani? – Nie byłam, ale bardzo chcę pojechać. Jeszcze raz patrzę na filmiki i na zdjęcia z wąwozu Okatse i Martvili. Czy to nie jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe? Może warto zaryzykować i pojechać?
– Nigdy tam nie byłam – mówię grupie. – Jedziemy?
– Jedziemy!
W sumie spodziewałam się takiej odpowiedzi, bo w mojej grupie zebrali się ludzie elastyczni i zafascynowani naturą, z ogromnym poczuciem humoru, czyli marzenie każdego pilota jeżdżącego do Gruzji.

Gruzińskie przejazdy

Do wąwozów można dojechać marszrutkami, ale jest to wyprawa dość skomplikowana logistycznie. O wiele wygodniej jest zamówić na recepcji hotelowej kierowcę, który spędzi z nami cały dzień. Koszt takiego przejazdu wynosi około 25 lari za osobę.
– Czy da się zrobić dwa wąwozy w jeden dzień? – pytam kierowcy, którego zamówiliśmy w hotelu w Kutaisi. Na mapie nie są zbyt oddalone od siebie. Ale to jest Gruzja. Czasem odcinek 50 kilometrów jedzie się 2 godziny.
– Bez problemu, starczy jeszcze czasu na jaskinię Prometeusza! – odpowiada.
Od razu wyczułam, że mężczyzna wie co mówi, a to wcale nie takie oczywiste w Gruzji. Bardzo często kierowcy chcą zarobić, więc biorą każdy kurs. Dopiero w trasie okazuje się, że droga nie jest na ich podwozia. Trzeba jednak Gruzinom przyznać – choćby samochód się rozjechał, to dowiozą! 
Zatem podróż zaczynamy następnego dnia o godzinie 9.00. Pierwszy punkt naszego programu to jaskinia Prometeusza.

Rejs po turkusowej rzece

Następnie jedziemy do wąwozu Martvili. Zatrzymujemy się przed nowoczesnym budynkiem Visitors Centre. Pełen pakiet obejmuje bilet wstępu (5 lari) i przejażdżkę łódką (10 lari).

Zaczynamy od spływu. Najpierw wybieramy kamizelki ratunkowe. Zaczynam się niepokoić. Następnie dają nam wiosła i prowadzą na ponton. Przed oczami widzę kilka raftingów, które udało mi się przeżyć. Wsiadamy na ponton, a w głowie pietrzą mi się najczarniejsze scenariusze. Tymczasem łódka spokojnie sunie po turkusowej wodzie. Po około 20 minutach jesteśmy z powrotem na przystani. Teraz druga część zwiedzania – spacer częściowo po ścieżce, częściowo po specjalnych kładkach wzdłuż ścian wąwozu i malowniczego wodospadu.
Przed rewolucją październikową wąwóz Martvili należał do lokalnego książęcego rodu Dadiani. Jego członkowie dość często odwiedzali to miejsce by… zażyć kąpieli. Nad brzegiem rzeki organizowali również plenerowe supry. Wyobrażam sobie, jak smakowałoby tu domowe gruzińskie wino, sączone leniwie przez cale popołudnie. Niestety nasz czas nas goni.
Wizyta w Kanionie Martvili trwała nieco ponad godzinę. Przypominała raczej niedzielny spacer niż trekking, ale przecież nie każda atrakcja musi być poświęcona kroplami potu. Najważniejsze, że nasyciliśmy zmysły pięknem. Na zmęczenie przyjdzie jeszcze czas. Przed nami bowiem kanion Okatse.

Nie tylko dla orłów

Na zdjęciach wąwóz Okatse wygląda dość niepokojąco dla kogoś z tak panicznym lekiem wysokości, jak ja. Raz kozie śmierć, mówię jednak kupując bilety w Visitors Centre. – Tylko nie myśl o kładkach zawieszonych 50 metrów nad ziemią. – Powtarzam jak mantrę maszerując trzykilometrową ścieżką w kierunku wąwozu. Dla tych, którzy chcą ograniczyć chodzenie do minimum czyli do samych kładek czekają wewnętrzne taksówki, które przewiozą od kas na skraj wąwozu.
Wąwóz Okatse, podobnie jak Martvili przygotowano dla turystów niespełna rok temu. Lonely Planet zaledwie o nich wspomina, natomiast przewodniki Pascala i Bezdroży jeszcze nie zdążyły ich zarejestrować. Do tego dochodzą krytyczne głosy bloggerów, których głęboko rozczarowała 800 metrowa trasa. Cóż, atrakcje przygotowano dla przeciętnego turysty z Rosji i Polski, który nie lubi się specjalnie męczyć, ale chce zobaczyć spektakularne widoki. Wąwóz Okatse pod tym względem nikogo nie zawiedzie. Przejście samej kładki zajęło nam ponad godzinę, bo oczu nie mogliśmy oderwać od niesamowitego krajobrazu.
Po powrocie do hotelu ktoś powiedział mi, że to był najpiękniejszy dzień wyjazdu. Nie myślałam, że na dźwięk tych słów poczuję tak olbrzymią satysfakcję!

Comments:

post a comment