Pięć jezior, cisza i byłby błogi spokój. Na szczęście Złotowski Korpus Ekspedycyjny ciągle coś knuje.
Wszystko zaczęło się od telefonu. Ktoś po drugiej stronie słuchawki zapytał, czy zrobiłabym swój pokaz.
– O czym?
– O czymś ciekawym z podróży.
– Gdzie?
– W Złotowie
– Gdzie???
Jestem ignorantką. Prawdopodobnie lepiej ogarniam mapę Libanu niż Polski. Więc gdzie jest ten Złotów? A może Złotowo?
– Wielkopolska – wyjaśnia głos, czyli Piotr Witecki. Organizator Dnia Turysty w ramach Eco Festivalu. – Więc jak, przyjedziesz?
Od słowa do słowa ustaliliśmy plan działań. Wymyślam pokaz, przesyłam zdjęcia i muszę przemyśleć – czy chcę spać u Piotra, czy na drzewie.
Podróżnicy łączą siły
Dwa tygodnie później byłam już w Złotowie. Siedziałam w ogrodzie z Piotrem i jego żoną Anią. Sączyłam wino i słuchałam co jest grane. A grany był nie jednodniowy festiwal, tylko pięciodniowa impreza. Każdemu dniu przyświecała inna myśl przewodnia. Ten, w którym miałam wziąć udział przygotował Złotowski Korpus Ekspedycyjny. Organizacja, której przewodzi Piotr.
– Skąd ta nazwa?
Najlepsze wyjaśnienie znajduje się na stronie korpusu. Zatem…
Korpus ekspedycyjny– kilka wojskowych formacji na szczeblu dywizji lub brygady wspartych dodatkowymi jednostkami wsparcia i logistyki (lotnictwo, artyleria, saperzy i inne rodzaje wojsk) i przeznaczonych do działań operacyjno-taktycznych poza metropolią.
Nasza definicja Złotowskiego Korpusu Ekspedycyjnego mogłaby brzmieć – kilka samodzielnych jednostek, złaknionych eksploracji terenów bliższych i dalszych, działających samodzielnie lub w grupie, przemieszczających się na rowerze, pieszo lub innymi odpowiednimi środkami transportu, przeznaczonymi do działań turystyczno – krajoznawczych poza „metropolią*”.
– Wszystko zaczęło się kilka lat temu w Magazyn Cafe – jednej ze Złotowskich kawiarni – wspomina Piotr. – Regularnie organizowaliśmy tam pokazy slajdów turystycznych.
Gdy grupa okrzepła, założono stowarzyszenie. Później przestały im wystarczać fotografie i wspomnienia wypraw. Zaczęli działać!
Zakonnica w kajaku!
Idziemy nad jeziorko miejskie. Tam kiedyś był zamek, potem długo nic, a potem stanęły ogródki działkowe. I samo centrum miasta odcięto z ogólnego użytku. Ale kilka lat temu ogródki zlikwidowano. Powstała ogromna przestrzeń. Poprowadzono alejki i ścieżki rowerowe.
– Podniósł się lament, że po co? Skoro nikt nie jeździ na rowerze. – wspomina Piotr.
Tylko, że albo złotowianie ukrywali swoje rowery, albo po prostu zaczęli na nich jeździć. Zaczęły więc powstawać nowe ścieżki w mieście i za miastem. To właśnie tamtędy biegnie trasa rajdu przygotowanego przez Korpus Ekspedycyjny, w ramach Eco Festivalu.
– Jest trasa dla rowerzystów, pieszych…
– A ja najchętniej popłynęłabym kajakiem… – Przed nami wyrosła siostra Piotra (Piotra to takie imię!), dyrektorka Hospicjum.
– To dlaczego siostra nie zapisała się na rajd kajakowy?
– Nie mam czasu! Ale lubię powiosłować. Wiecie, co mi się ostatnio przydarzyło? Płynę sobie kajakiem, a tu na brzegu stał rybak. Jak mnie zobaczył to krzyknął: „Ludzie pierwszy raz w życiu widzę zakonnicę w kajaku!”. I z wrażenia, po błocie zjechał do jeziora.
Woda dla ochłody
Przyjemnie się pływa kajakiem po jeziorze Miejskim. Jedno z pięciu w Złotowie, przed wojną nadawało się do kąpieli. Po czasach komuny już nie. Od blisko 20 lat trwają prace nad jego oczyszczeniem metodami naturalnymi, czyli sadzeniem odpowiednich roślin, czy dotlenieniem za pomocą fontann. Te ekologiczne fontanny to dla kajakarza niezła zabawa. W upalny dzień dla ochłody można pod nimi przepłynąć. Bo niestety, póki co, jezioro miejskie do pokonania wpław ciągle się nie nadaje.
Choć trzeba przyznać, że już nie śmierdzi. Odkąd zbudowano wokół niego promenadę, mieszkańcy Złotowa chętnie przychodzą tu po prostu na spacer. Za to kapią się nad innym jeziorkiem, również w granicach miasta. Jest nad nim kilka plaż – cichych, kameralnych i czystych.
Piotr chętnie by mi pokazał kąpieliska, ale nie ma czasu! Nad jeziorem odbywa się kurs survivalu, montuje się wystawa fotograficzna, na drzewie już umocowano platformy do spania… Wszystko trzeba skontrolować, a potem ustawić kocioł zanim na mecie pojawią się pierwsi zawodnicy, musi zamatować wielki kocioł, w którym uwarzą zupę. Piotr ma pełne ręce roboty! -Ten kocioł, to nasza tradycja. – organizujemy konkurs na zupę i kto go wygra w następnym roku musi wszystkim coś ugotować! Później będzie twój pokaz zdjęć, zamontowanie na jeziorze baby z geocachem i uroczyste przykręcenie ibombo – czyli samo-stojącej, bezpłatnej stacji do naprawy rowerów. Dokona tego burmistrz miasta, prywatnie – członek Korpusu.
Pojedziesz w ciemno?
– Jest jeszcze jedna impreza – mówi Piotr Witecki. – Rajd w ciemno. Startujesz i nie wiesz gdzie jest meta.
Złotowski Korpus Ekspedycyjny wymyślił tę formułę, napisał projekt i złożył go wraz z wnioskiem o dofinansowanie ze środków UE. Niestety, projekt nie zyskał aprobaty. Cóż robić..?
– Na pewno nie ma mowy o złożeniu broni! Zamiast za darmo, od uczestników pobieramy symboliczne wpisowe. Nie zarabiamy, ale przynajmniej wychodzimy na zero. Najbliższy rajd odbędzie się 19 września. Przyjedziesz?
Jezioro miejskie w Złotowie |
Złotowski Korpus Ekspedycyjny ma swoją flagę! |
Piotr warzy zupę |
Tabliczki o GeoCache’a |
Przemek i Maja, niedawno dołączyli do Złotowskiego Korpusu Ekspedycyjnego, ale już mają na koncie kilka ciekawych osiągnięć! |
Kasia Z.
Moje ukochane miasto 🙂
zza kałuży
Zakochaj się w Złotowie? Już to zrobiłem, dawno temu! Do tej pory pamiętam trudność zadecydowania czy najpiękniejsze Polki są w Złotowie czy w Trzciance? 😉