Ali poznał obydwie wojny czeczeńskie z pierwszej linii frontu. Jako reporter telewizyjny codziennie filmował śmierć…
Ali zawsze marzył, by robić filmy o kwiatkach, zwierzątkach, zabytkach. Ale mieszka w Czeczenii. Tu historia podrzucała własne tematy.
– Opowiedz coś – prosi Dza, kiedy siedzimy przy ognisku nad jeziorem Kezenoy-am. To własnie w tym miejscu rozpoczęła się druga wojna w Czeczenii.
– Zawsze chciałem robić filmy o kwiatkach, zwierzątkach, zabytkach, a musiałem filmować śmierć.
– Czy można przyzwyczaić się do śmierci?
– Można. Na początku nie jest łatwo. Na widok trupa wymiotujesz… Ale szybko się przyzwyczajasz.
Kilka dni po pierwszej strzelaninie, kilka godzin po kolejnej, Ali z dwoma innymi reporterami ukrywa się za ścianą. Leżą plackiem i czekają na rozwój sytuacji. Kolejne strzały…
– Nagle zdaję sobie sprawę, że leżę pomiędzy trupami. Kumple. Ich trafili mnie nie. Siedziałem między nimi i nic. Dalej filmowałem…
– Opowiedz o saperach – prosi reporter, który przyjechał do nas z Alim. Ali zatapia wzrok w ognisku.
Saperzy
– Raz filmowałem saperów przy rozbrajaniu miny. Olbrzymiej. Rozbroili ją i mnie wołają: Chodź sfilmuj nas! A ja – dureń – idę do nich z kamerą, drugi dureń idzie do mnie z tą rozbrojoną skorupą. Kretyn nie rozejrzał się dookoła, a w ziemi przed nim była druga mina. I ten idzie do mnie i wszedł na tę drugą minę. Uratował mnie betonowy stół. Podmuch poszedł bokiem. A przede mną wylądowało ciało. Połowa ciała. Pierwszy raz w życiu widziałem, żeby człowiek obcięty w pasie ruszał ustami.
Ali stracił słuch. Na szczęście wrócił po kilku tygodniach. Wtedy przystąpił do montażu filmu.
– Zaraz po wybuchu myślałem, że w kamerze wysiadł dźwięk, ale ta pracowała i wszystko rejestrowała – Ali odpala papierosa. Milczy. Za chwilę zakrywa oczy dłońmi i kiwa się jak dziecko, cierpiące na chorobę sierocą.
– To ja nic nie słyszałem, bo straciłem słuch. Ale kamera zarejestrowała wszystko. Zarejestrowała, jak krzyczy, nie zdając sobie sprawy, że stracił połowę ciała: „mówiłem, żeby durnie uważali…” powtarzał to coraz ciszej, ciszej i ciszej…
Twarze wojen w Czeczenii
– Pierwsza wojna w Czeczenii to był Wersal! Toczyła się o ideały. Zabijali, ale jednocześnie nie naruszali zasad.
– Co masz na myśli?
– Jako dziennikarz, mogłem przekraczać linię frontu i robić wywiady z Rosjanami i Czeczeńcami.
Po obydwu stronach częstowali go herbatą. Po obydwu stronach rozmawiali. Jego legitymacja dziennikarska stanowiła wystarczająco skuteczną tarczę. Ali rozmawiał ze wszystkimi „wielkimi” tamtej wojny. Po wojnie pojechał na Kreml i dobrał wywiady ze wszystkimi politykami, którzy podejmowali wówczas decyzje. łącznie z Jelcynem. Tak powstał film „po drugiej stronie wojny”.
– W trakcie drugiej wojny też zbierałem materiały. Też chciałem zrobić film, ale nie dostałem pozwolenia…
Bo druga wojna czeczeńska była już inną wojną. Podczas tej wojny nie panowały żadne zasady. Mordowano wszystkich bez litości. Bombardowano każdy skrawek Czeczenii. To dlatego za kilka dnie się zgubimy. To dlatego już jutro spotkamy człowieka, któremu zostało kilkanaście metrów ziemi, bo reszta pola zjechała po stoku, kiedy Rosjanie zbombardowali górę. Legitymacja dziennikarska w żadnym stopniu go nie chroniła. Śmierć była wszędzie. Na domu, na ulicy, w bramie. A życie?
– Śmierdziało piwnicami, w których się ukrywałem. Upaprane było błotem, pyłem sadzą ścian za którymi chowałem się przed kulami… Musiałem się wykapać, a tu w bramie widzę wannę.
Nikt nie wiedział kto i skąd przytaszczył sporą, żeliwną wannę i postawił po środku bramy na podwórko. Ali nie myśląc wiele nalał do niej wody i poszedł się kapać.
– Wokół trwał ostrzał, wiedziałem, że w tej bramie łatwo mnie dojrzy jakiś snajper i ustrzeli, ale ja miałem tak dość brudu. Ja tak bardzo chciałem się wykąpać… Szorowałem się i krzyczałem „zastrzelcie mnie”. Ale nikt mnie nie zastrzelił.
Spotkanie w Groznym
– Denis! Bracie, co u ciebie?
Kiedy w Czeczenii, albo w Rosji ktoś kogoś nazywa bratem, to znaczy że relacje jest bardzo bliska. Bliższa niż przyjaciel, a czasem bliższa niż rodzina. Zatem Denis był bratem. Był tak ważny, że telefon nie mógł poczekać kilku minut, aż Ali spokojnie wyjdzie z zakrętu i na trzeciego wyprzedzi dwie ciężarówki. Ali tu i teraz musiał Denisowi powiedzieć, że już „ustarja” ucztę powitalną na jego przyjazd. Tu i teraz opisuje jaki alkohol postawi na stole.
– Kim jest Denis? – pytam, kiedy wreszcie kończą rozmawiać.
– O Denis jest teraz już generałem!
– Czeczeńskim?
– Nie, rosyjskim. Podczas wojny stacjonował w naszej okolicy ze swoim wojskiem. Wieczorami graliśmy z nimi w piłkę. Umawialiśmy się, że jeśli my wygramy, to dają nam skrzynkę granatów, a jeśli oni wygrają, to my im dajemy skrzynkę wódki…