Próbujemy przetrwać – sytuacja biur podróży podczas epidemii koronawirusa
Płyniemy starając się nie utonąć, nie wiedząc jak daleko jeszcze do brzegu… Z Krzysztofem Matysem, właścicielem autorskiego biura podróży Krzysztof Matys Travel, rozmawiam o sytuacji biur podróży w czasach kwarantanny i perspektywach po jej zakończeniu.
Czy Twoim zdaniem sezon 2020 jest całkowicie stracony?
Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że nie sposób przesądzać. Jeszcze kilka tygodni temu miałem nadzieję, że do wycieczek wrócimy w czerwcu, teraz liczę na powrót we wrześniu. Jeśli jesień będzie turystyczna, to będzie dobrze. Po pierwsze coś tam zarobimy, a po drugie, będziemy mogli zrealizować imprezy przekładane z pierwszej części roku – robiliśmy to, żeby uciekać od kosztów: linie lotnicze i część naszych zagranicznych partnerów nie dawała możliwości zwrotu zaliczek, a tylko ich przesunięcie na późniejszy termin.
Jak w tej chwili wygląda funkcjonowanie Twojego biura?
To oczywiście zarządzanie kryzysem, czyli minimalizowanie strat. W ramach tego m.in. negocjujemy z kontrahentami, szukamy rozwiązań. Sporo czasu zajmują wyjaśnienia, jakich udzielamy naszym klientom. Do każdego podchodzimy indywidualnie, tak działaliśmy wcześniej, a w czasie kryzysu jeszcze bardziej uwidoczniła się taka potrzeba.
W jaki sposób próbujesz przetrwać. Czy zdecydowałeś się na zwolnienia?
Nie, nie zredukowaliśmy zatrudnienia i nie planujemy tego robić. Przetrwać możemy dzięki środkom zabezpieczonym wcześniej. W turystyce działam od dwudziestu lat, pamiętam poprzednie kryzysy, dlatego zdawałem sobie sprawę, że prędzej czy później przyjdzie załamanie i trzeba mieć jakieś fundusze na gorszy czas. Oczywiście wstrzymaliśmy inwestycje.
W sieci pojawiały się apele o przekładanie, a nie odwoływanie wycieczek – jaki procent twoich klientów poszło za tym apelem? Ile grup musiałeś odwołać, a ile przełożyło swoje terminy?
Nie ma jeszcze dokładnych wyliczeń, bo proces ten trwa, ale już mogę powiedzieć, że dużo turystów zgadza się na przełożenie, nawet na czas nieokreślony. Muszę wyrazić moje wielkie uznanie dla naszych klientów. Sami deklarują, że nie chcą zwrotów, że zaczekają nawet do przyszłego roku. Są też tacy, którzy proponują wykupienie dodatkowych wycieczek, których nawet jeszcze nie ma w ofercie, byle tylko wspomóc nas zastrzykiem gotówki. Telefonują, wspierają nas. To absolutnie rewelacyjne i mogę mieć tylko nadzieję, że dzieje się tak dlatego, że my kiedyś daliśmy się im poznać z dobrej strony. Stara prawda, że przyjaciół poznaje się w biedzie, znowu o sobie przypomina.
Czy możesz przeliczyć dotychczasowe straty, jakie zadał Ci koronawirus, czy jeszcze nie czas na takie wyliczenia?
To zdecydowanie za wcześnie. Proces wciąż trwa. Na przykład, już w lutym odwołaliśmy sprzedane dawno temu wycieczki do Chin i Iranu przewidziane na kwiecień. Tym turystom, którzy nie przenieśli się na inne imprezy, zwróciliśmy wszystkie wpłacone pieniądze. Ale sami, pomimo zapisów umowy, nie otrzymaliśmy zwrotów od linii lotniczej. Ciągle czekamy, choć termin dawno minął. Czy nam w końcu oddadzą te pieniądze? Nie wiem i do tego czasu nie jestem w stanie policzyć strat.
Dużo słyszy się na temat pakietów pomocowych, jak to wygląda w praktyce? Na jakie wsparcie mogą liczyć biura podróży?
Pierwszą pomocą, jaką rząd wprowadził w życie było wydłużenie czasu, w jakim organizator turystyki musi zwrócić pieniądze turystom. Dało to wielu biurom podróży oddech i uratowało ich płynność finansową. Jest to ważne z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że organizator turystyki zaliczek pobranych od klientów najczęściej już nie ma, bo przekazał je kontrahentom, np. liniom lotniczym. Ale jest też coś jeszcze. Otóż nie jedno biuro zimą działa na kredyt. Bieżącą działalność finansuje z zaliczek, na prostą wychodząc dopiero latem, w szczycie sezonu. Trudno zatem oddać klientom pieniądze, które już się przejadło. W tym przypadku ratunkiem może być właśnie wydłużenie czasu na zwrot i to aż do pół roku od daty anulowania imprezy turystycznej.
Istotne jest również wsparcie w postaci refundacji ZUS-u oraz dopłat do utrzymania pracowników. To naprawdę bardzo ważne i wielu podmiotom działającym w turystyce pozwoli trwać, pomimo braku dochodów. Rzecz jasna, takie wsparcie oczywiście nie zrównoważy strat! Straty naszego biura są wielokrotnie wyższe od kwoty, jaką wspiera nas państwo, ale dzięki temu wsparciu łatwiej będzie w ogóle utrzymać działalność. O zyskach na razie możemy zapomnieć, żyć trzeba z oszczędności.
Jak wygląda krajobraz turystyki w tym momencie – ciężkie czasy przeżywają przecież nie tylko biura podróży, ale również ich kontrahenci. Czy w tej chwili możesz już ocenić ilu z nich wciąż istnieje, a ilu zbankrutowało?
Jeszcze nie bankrutują, a zawieszają działalność, zwalniają obroty lub walczą o przetrwanie. Jak długo wytrzymają, to zależy m.in. od ich modelu biznesowego. Nieduże biuro podróży działające w swoim własnym lokalu, bez wysokich kosztów najmu, ze wsparciem budżetu państwa w utrzymaniu pracowników, może przetrwać nawet rok bez żadnych wpływów. Firma z wysokimi kosztami zbankrutuje po kilku miesiącach. Gdy myślę o naszych kontrahentach i współpracownikach, to mniej mnie martwi to, czy ich firmy się utrzymają, bo jak wspomniałem, wiele z nich minimalizując koszty nie zbankrutuje. Bardziej istotne jest to, z czego będą żyć ich właściciele. Na przykład, pilot wycieczek prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą może nie mieć żadnych kosztów utrzymania firmy, bo siedzibę ma w domu, a ZUS zapłacą mu z budżetu państwa. Tylko, że przez kolejne miesiące nie będzie miał pracy, a w związku z tym i dochodu. Jeśli nie ma odłożonych pieniędzy, to jego sytuacja nie jest wesoła.
Wraz z odwołaniem imprez musisz zwracać zaliczki. Wiadomo, że kryzys dotknął również Twoich kontrahentów w postaci hoteli i firm transportowych – czy są wyrozumiali jeśli chodzi o zwroty?
Różnie. Świetnie jest w krajach, gdzie działamy od wielu lat i współpracujemy stale z tymi samymi partnerami. Zapracowaliśmy na zrozumienie, więc albo zwracają zaliczki albo przesuwają na kolejne terminy. Geograficznie najtrudniej jest w południowej Europie, tam często nie chcą nawet słyszeć o jakichkolwiek zwrotach. Najtrudniej rozmawia się z liniami lotniczymi. To one dyktują warunki, notorycznie łamią warunki umów, nie zwracają depozytów pomimo, że loty zostały anulowane. Stoją na pozycji silniejszego, a rządy kolejnych państw przyglądają się temu z aprobatą, wychodząc chyba z założenia, że linie lotnicze powinny zostać uratowane przez klientów.
Jakie przewidujesz trendy wyjazdowe po koronawirusie? Czy turyście nie będą się obawiać wyjazdów grupowych?
Wydaje się, że w pierwszej kolejności ruszy turystyka krajowa. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że taka będzie polityka państwa, które stworzy zachęty do spędzenia wakacji w Polsce. Po drugie, to bezpieczniejsze rozwiązanie. Co z wycieczkami zagranicznymi? Możliwe, że w pierwszym okresie będą działały tylko pojedyncze, konkretne kierunki, tam, gdzie uporano się z epidemią. Możliwe, że pojawią się nowe rozwiązania i zabezpieczenia na lotniskach i w samolotach oraz coś w rodzaju certyfikatów dopuszczających do udziału w turystyce zbiorowej. Więcej o tym piszę na blogu.
Wiadomo, że prawdopodobnie nawet po zakończeniu kwarantanny pozostaną w mocy pewne obostrzenia. Jakie zmiany w organizacji wyjazdów grupowych zostaną według Ciebie wprowadzone?
No właśnie, jedno z podstawowych pytań dotyczy tego, ile jesteśmy w stanie poświęcić, żeby podróżować. Czy chcemy zwiedzać w maseczkach na twarzy lub płacić więcej za bilet lotniczy, po to, żeby środkowy fotel był pusty? Czy jesteśmy gotowi po raz kolejny zrezygnować z części prywatności poddając się kontrolom zdrowotnym i instalując aplikacje zbierające wrażliwe informacje?
Które kierunki, według Ciebie, będą cieszyć się największym zainteresowaniem.
Te, gdzie nie będzie koronawirusa. Z tym, że zapewne wpuszczać do siebie zechcą tylko osoby zdrowe.
Biura podróży muszą wykazać się pewną elastycznością w proponowanej przez siebie ofercie – czy wprowadzisz nowe programy – jeśli tak, to jakie?
Jak na razie główny wysiłek został skierowany na zabezpieczanie obecnej sytuacji. Poza tym, coś mi się wydaje, że na myślenie o nowych programach będziemy mieli jeszcze sporo czasu.
W jaki sposób przygotowujesz się na zakończenie kwarantanny. Czy inwestujesz w promocję?
Inwestycje, w sensie wydawania pieniędzy, wstrzymaliśmy. Angażować środki można dysponując kalendarzem działań, a takiego przecież nie mamy. Poruszamy się we mgle. Ważne, by przetrwać i zachować siły na przyszłość. Na tym się skupiamy. Co jeszcze? Udzielam się trochę w mediach, głównie tłumacząc zawiłości zapisów prawnych ustawy o imprezach turystycznych.
Kiedy, według Ciebie, nastąpi odrodzenie turystyki?
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Miesiąc temu miałem w głowie scenariusz na najbliższy rok. Z tygodnia na tydzień okazywał się coraz mniej aktualny. Sytuacja zbyt szybko się zmienia, żebyśmy mogli wyrokować. Nie dysponujemy jednoznacznymi opiniami epidemiologów, brakuje też wiążącego harmonogramu odmrażania gospodarki i otwierania granic. Światowa Organizacja Zdrowia traci wiarygodność, Unia Europejska skapitulowała, nie mamy więc na czym oprzeć naszych planów. Płyniemy starając się nie utonąć, nie wiedząc jak daleko jeszcze do brzegu.
Krzysztof Matys – Historyk, religioznawca, egiptolog i podróżnik, od 2008 roku prowadzi autorskie biuro podróży Krzysztof Matys Travel. Prowadzi również bloga podroze.krzysztofmatys.pl