Top
  >  Indonezja   >  Indonezja – Nocleg marzeń

 

Plecak zmienia optykę patrzenia. Między innymi na sprawę noclegu.

Bo dopiero, gdy zostawiam swój dach, podłogę, kilka ścian i ruszam przed siebie, odkrywam, co dla mnie składa się na termin „przyjazne miejsce”. Takie, które potrafi oswoić dzikusa, a nawet i na kilka dni go udomowić! Jednym z nich jest Indigenous Bungalows na Gili Trawangan.

Więc załoga…

Trudno powiedzieć jak liczna, bo nigdy nie zebrała się w komplecie. Przede wszystkim Vyara, która wszystko trzyma w garści – gotuje, sprząta i tylko czasem wydaje polecenia. Bowiem reszta załogi działa głównie artystycznie, czyli gra na gitarze, śpiewa i w przerwach wybiera liście z basenu.

Więc bar…

Za którym zawsze stoi cześć załogi i goście, którym nie starczyło miejsca po gościnnej stronie blatu. Czas tam mija przyjemnie w rytmach reggae i innych – w zależności kto dorwie się do komputera.

Więc inni goście…

Rosjanka zakochana w Indonezji. Do tego stopnia, że nauczyła się Bahasa i już wynajęła domek na Bali.
Meksykanin w podróży dookoła świata. Jednego z wieczorów piliśmy toast za samolot do Singapuru, który z pełną świadomością przegapił. Bo postanowił zostać dłużej w Indigenous.
I tym podobni włóczykije, zawieszeni gdzieś między ziemią, a księżycem w pełni.

Więc basen…

Do którego można wskoczyć między jedną piosenką, a drugą, między jednym tematem a innym i przed wspólnym wyjściem na zachód słońca.

Więc krowy…

Spacerujące po piaskach wokół hotelu. Poczciwiny pełnią rolę niespodzianki, która czasem wyskakuje z krzaków, jak Filip z konopi. Szczególne wrażenie robią w nocy, przy pełni księżyca.

Więc czego chcieć więcej? Tylko tego, by chwile trwały!

post a comment