Top
  >  Meksyk   >  Jak znaleźć szamana?
Nie jest łatwo znaleźć prawdziwego szamana w Meksyku. Nawet z dobrym przewodnikiem poszukiwania mogą trwać ładnych kilka godzin. 
Wcale nie myślałam o poznaniu przyszłości, kiedy z Olivierem przedzieraliśmy się przez las deszczowy w Meksyku. Przede wszystkimi chciałam zobaczyć prawdziwego szamana.
– Praktycznie każda wioska ma swojego własnego.
– To dlaczego brniemy, przez te krzaki. Mogliśmy się zatrzymać w którejś osadzie po drodze!
– Bo szaman, szamanowi nie równy. My idziemy do najsilniejszego.

Ufam, że Olivier wie co mówi.  Przecież facet więcej czasu spędza z Majami w dżungli niż ze znajomymi w knajpach na piwie. Leśne ostępy wokół Valladolid zna więc jak własną kieszeń. Ale dzień był parny, słońce niemiłosiernie grzało. W taką pogodę wiara w kumpla wypaca się z każdym błędnym krokiem krokiem. Kiedy jej poziom spadł do stanu „zwątpienie” pojawiła się kolejna wioska, a w niej ładna, zadbana chatka. –  To tam mieszka szaman – stwierdził Olivier. – Mieszkał – sprostowała przechodząca obok kobieta. – Ale kilka dni temu zmarł. No nie! Co robimy? Wracamy, czy szukamy dalej?

Drugi etat szamana

Szukamy! Oczywiście nie dlatego, żeby się dowiedzieć, co przyniesie jutro, i pojutrze, i popojutrze, ale z pobudek czysto naukowych! Bo szamani meksykańscy wróżą z ziaren kukurydzy. O ile oczywiście nie są zajęci budowaniem hotelu w Cancun. Bo tym aktualnie się zajmował szaman kolejnej wioski. Miał wrócić za tydzień. To stanowczo za długo. Kontynuujemy zatem poszukiwania w następnej wiosce. Dla dobra nauki, ma się rozumieć. Przecież jesteśmy zbyt wykształceni, by dawać wiarę zwykłym przesądom, serwowanym przez jakiegoś Indianina! Więc wypytujemy o szamana w następnej wiosce. Bingo! Nasza dociekliwość została nagrodzona. Szaman nie dość że żyje, to dopiero co wrócił z budowy hotelu w Cancun i jak tylko weźmie prysznic i zje kolację, to się nami zajmie. Cieszymy się jak dzieci!

Kukurydza prawdę ci powie

Kilka minut później poznaliśmy szamana. Miał na sobie pachnący biały t-shirt i nie więcej niż 30 lat na karku. Nie bawił się w zbędne konwenanse. W całym pomieszczeniu były tylko cztery meble: dwa zdezelowane krzesła, nie lepiej wyglądający stół i gablotka z obrazkiem Madonny z Gwadelupy. Na krzesłach nas usadził, na stole postawił krucyfiks, a z gablotki, zza obrazka Matki Bożej, wyjął swoje święte zawiniątko. Ale sama jego zawartość nie wystarczy, by odczytać przyszłość. To zaledwie czubek góry lodowej niezbędnych rytuałów. Najpierw trzeba bowiem zapalić świeczkę. W Meksyku wszystkie rytuały odbywają się w blasku ich światła. Jakżeby inaczej mogło być u szamana? Przecież mieliśmy do czynienia z profesjonalistą! Świeczka zapłonęła więc przy krzyżu, a wokół niego szaman rozsypał magiczne ziarna kukurydzy. – Santo Tomas, Santa Anna… –  Szaman wzywał świętych i mieszał ziarna kukurydzy na stole. – Santa Catarina, San Jose… – z potoku słów wyławiałam jedynie imiona świętych. Kim była reszta? Być może majańskimi bogami, którzy wespół z katolickimi świętymi tej chwili pomagali duszy szamana wspinać się po konarach Ceiby – świętego drzewa Majów. Więc dusza wspinała się, ciało mieszało ziarna kukurydzy i rozdzielało na kilka małych stosików. Czy patrzyłam na to z fascynacją etnologa, czy może człowieka, przed którym za chwile znikną tajemnice przyszłości? W pewnym momencie ostatnie ziarno trafiło do swojego stosiku. Szaman zamilkł. Jego dusza nabrała już odpowiedniej wysokości, by spojrzeć na moje życie. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić…

Moja przyszłość

Nie wieżę we wróżby, ale boję się, że to co usłyszę może mieć wpływ na moje przyszłe decyzje. Dlatego zaznaczam: –  Chcę usłyszeć tylko to, co się wydarzy w przyszłym roku. Dla dobra nauki, mogę poświęcić jeden rok życia, podczas którego ewentualnie będę projektować słowa szamana meksykańskiego. A patrząc na wyraz jego twarzy, moja przyszłość nie maluje się różowo.
Szaman wbija wzrok to w ziarna kukurydzy, to w krucyfiks, następnie nerwowo szepce coś do tłumaczki.

–  Jest źle. W przyszłym roku będziesz miała szczęście w miłości, ale jeśli chodzi o pracę, to szaman czarno widzi.
No cóż, przyzwyczaiłam się już do bezrobocia.
–  Zły los odwróci jednak silny amulet. Potrzebujesz bardzo silnego amuletu. Szaman zrobi ci go na poniedziałek. Za 600 peso.
No nie! To ja za dramo pogadam z moim aniołem stróżem. 

–  Szaman twierdzi, że to może nie wystarczyć.
–  Zaryzykuję. Skoro amulet kosztuje tyle co sześć noclegów albo trzy hamaki.
–  Szaman obniży cenę do 500 peso. Na prawdę potrzebujesz tego amuletu.
Darzę pełnym zaufaniem mojego anioła stróża. Z niejednej kabały mnie wydostał, to i zawodowe czarne chmury też przepędzi, jeśli taka będzie Wyższa Wola

Szaman meksykański się nie poddaje

Wróciłam do domu i zapomniałam o całej sprawie. Do następnego wieczora.
–  Dzwonił szaman –  na twarzy Olivera malowała się rozpacz. –  Naprawdę potrzebujesz silnego amuletu. Szaman Ci go ekspresowo wykona.
–  Myślisz, że powinnam go kupić?
–  Nie ulega to wątpliwości.
–  Wiesz, a ja myślę, że mój anioł stróż sobie z tym poradzi.
Ostatecznie nic nie kupiłam. A po powrocie do Polski od razu dostałam dobrą pracę, natomiast szczęścia w miłości nie miałam absolutnie żadnego.

post a comment