Pokaz zdjęć z Omanu – od kuchni
Wielkimi krokami zbliża się premierowy pokaz zdjęć z bambusowej wyprawy do Omanu! Zapraszam do „kuchni”, gdzie ciągle doprawiam, przestawiam i podgotowuję jego fabułę i same zdjęcia.
Już 19 grudnia o godzinie 19.00 w Klubokawiarni Jaś & Małgosia odbędzie się premierowy pokaz zdjęć z bambusowej wyprawy do Omanu! Pokaz będzie trwał godzinę, ale pracuję nad nim już trzeci tydzień. I jak nigdy ciągle jest mi pod górkę.
Na gorąco
Z Omanu wróciłam trzy tygodnie temu. Głowę wypełniają mi ciągle świeże wspomnienia. Ciągle szumią nam palmy, czuję aromat omańskiej kawy a w uszach słyszę śpiew ptaków unoszący się nad palmami daktylowymi. Ciągle jeszcze czuję skwar tamtego słońca. Z rozrzewnieniem wspominam zakatarzonych Omańczyków, którym trudno się odnaleźć w zimowej temperaturze 25 st. C. No tak, dla nich lato oznacza temperaturę 50 st.C. Zima, to około 20 st. C, a śnieg stanowi czystą abstrakcję. Przeżywałam wspaniale chwile. Część z nich udało się utrwalić na zdjęciach… I muszę przyznać, dla kart pamięci litości nie miałam. Dla siebie też. Po powrocie bowiem sprawdziłam liczbę zdjęć. Dziesięć tysięcy…
Naturalna selekcja
No dobrze, trzeba coś z nimi zrobić. Najlepiej przejrzeć. Po trzech dniach intensywnego oglądania, liczba fotografii zmniejsza się do pięciu tysięcy. Jest lepiej, ale to ciągle dramat, bo do pokazu zostaje 10 dni, a jakąś cześć naszego artystycznego dorobku trzeba przecież obrobić… I tak spędzam kolejne dni na obrabianiu zdjąć. W weekendy obrabiam od rana do wieczora, a w dni robocze od wieczora do późnej nocy, bo wcześniej pracuje. W ten sposób po tygodniu powinnam mieć obrobionych około 1000 zdjęć, z których wybiorę te 170 do pokazu. Powinnam te zdjęcia mieć gotowe na wczoraj. Ale nie mam. Bo w miedzy czasie zachorowałam. Padłam. Ale jest światełko w tunelu, przecież mam abonament w Enel-medzie. Postawią mnie na nogi i wrócę do pracy.
Koszmarna grypa
Wszystko rozegrało się wczoraj. Dzwonię do Enel-medu, żeby zamówić wizytę. Jest sobota. Jedyny wolny termin wizyty tego dnia znaleziono mi w drugim końcu Warszawy.
– Ciemno robi mi się przed oczami, kiedy próbuję przejść z jednego końca mieszkania na drugi. Nie dojadę…
– Ma pani temperaturę?
– Mam. Mam dreszcze i wszystko mnie boli. Boli tak, że nie mogę spać.
– To zapiszę pani wizytę domową. Lekarz przyjedzie do 8 godzin.
– Poczekam.
W miedzy czasie dostałam skurczy w lewej stronie klatki piersiowej. Bolało tak mocno, że znowu dzwonię do Enelmedu z pytaniem, kiedy przyjedzie lekarz. Dyspozytor kazał mi natychmiast dzwonić na 999 po pogotowie. Pogotowie przyjechało, zrobiło EKG.
– Serce ma pani jak dzwon, a jeśli chodzi o przeziębienie, musi się pani skonsultować z lekarzem, bo my nawet recept nie wypisujemy.
Dzwonię zatem znowu do Enel-medu. Okazało się, że odwołano wizytę lekarza, bo przecież przyjechała do mnie karetka. Więc chcę zamówić po raz kolejny. Niech tam będzie, poczekam znowu te 8 godzin. Ale nie!
– Bo po przyjeździe karetki, domowa wizyta pani nie przysługuje.
– Ale co ma piernik do wiatraka? Pogotowie sprawdziło mi serce, dostałam zastrzyk przeciwbólowy i już. Dalej jestem chora, a muszę stanąć jakoś na nogi, bo mam pracę.
– Proponuję wizytę w oddziale.
I znowu znajoma propozycja – albo w oddziale, do którego dojazd zajmie mi komunikacją miejską co najmniej godzinę. Albo… w poniedziałek, ale nieco bliżej.
– W poniedziałek?! Czy pani wie co mówi?
Bo jak pamiętacie – jest sobota. Wówczas pani przełączyła mnie na konsultacje telefoniczną. Odebrała jakaś lekarka, która za bardzo nie wiedziała, po co ją niepokoję i dlaczego. Zadała kilka pytań, zrewanżowałam się jej kilkoma odpowiedziami.
– Wszystko wskazuje, że ma pani grypę – mówi na zakończenie.
– Przepraszam, czy to jest żart? Prosiłam o wizytę domową, a nie telefon do przyjaciela!
Choć kto wie, czy na dobre mi to nie wyszło. Być może los uchronił mnie przed lekarzem formatu dyspozytorki, po którego lekach bym nie wstała z łóżka jeszcze przez kilka dni?
A mnie przecież czas goni…
Popatrzyłam na zegarek i na kalendarz. Nie mam czasu użerać się dłużej z Enel-medem. Koleżanki zrobiły mi zakupy, ugotowałam rosół, najadłam się Ibupromu i polopiryny. Jeszcze w nocy siadłam do pracy. Dziś też tworzę:) Co z tego wyniknie, zobaczycie już za kilka dni – 19 grudnia 2017 roku o godz. 19.00 w Jasiu & Małgosi. Zapraszam!