Wyglądem przypomina galaretkę, ale jej smaku nie potrafiłam do niczego porównać. Halwa z Omanu, bo o niej mowa, skradła moje serce.
Podczas gdy my witamy chlebem i solą, Omańczycy na przywitanie częstują halwą. Tak właśnie zrobił Said. Po drodze do hotelu zabrał mnie do sklepu z halwą. Sprzedawca postawił przede mną kilka misek z przypominającym galaretkę, przysmakiem.
– Wybierajcie – powiedział.
Zaczęłam więc próbować i… najchętniej kupiłabym wszystkie naraz!
Narodowy smakołyk
Sklepy z halwą znajdują się praktycznie na każdej ulicy. Miseczki z halwą stoją tam z godnością, bez tłoku. A konkurencji nie robi im żadna inna omańska słodkość. Każda rodzina ma swoją ulubioną diwanije, czyli wytwórnię halwy. Również bardzo miłościwie panujący sułtan Qaboos.
– Halwą podejmuje on członów oficjalnych delegacji rządowych – tłumaczy Said. – Podaje ją z omańską, gorzką kawą.
Lepszej rekomendacji nie trzeba. Ponownie zagłębiamy łyżeczkę w galaretowatą masę. Delektując się smakiem, próbujemy odgadnąć przepis. A to nie jest takie proste!
Ściśle tajne
Halwa nie ma nic wspólnego z hałwą. Smakołyk powstaje na bazie wody różanej, szafranu, kardamonu. Swój kolor zaś zawdzięcza jednemu z dodatków, który podkręca smak. Zatem najjaśniejsze będą zawierać miód lub specjalną, jadalną żywicę. W składzie nieco ciemniejszych znajdą się figi, a najciemniejsze swój barwę zawdzięczają daktylom albo trzcinie cukrowej. Najważniejsze w halwie jest jednak wyważenie proporcji między poszczególnymi elementami tej smakowej kompozycji.
– Ważne jest również naczynie, w którym powstaje halwa i rodzaj drewna, którym jest podgrzewana – tłumaczy Said.
– Mogę to zobaczyć na własne oczy?
Said tylko pokiwał głową. W ten sposób dał nam do zrozumienia, że halwa to…
Najpilniej strzeżony sekret Omanu!
Kto nie próbuje, ten nie błądzi! Nie zważając zatem na opinię Saida, postanowiłam jakoś znaleźć drogę do wytwórni halwy. Pewnego dnia bambusowy rower poniósł mnie na spożywczą część bazaru w Nizwa, pomiędzy stoiska z ukochanym przysmakiem. Może porozmawiam ze sprzedawcą? Trochę się kryguję podejść, bo tu kobiety raczej nie zaczepiają mężczyzn. z drugiej strony chcę zobaczyć jak się robi halwę…
Pierwsze podejście
Podchodzę zatem do pierwszego sprzedawcy halwy.
– Czy mogę zobaczyć, jak robicie halwę?
– Niestety nie.
– Dlaczego?
– Bo mamy zakaz wpuszczania kogokolwiek.
– Ale nie wykradnę wam żadnej tajemnicy. Chcę jedynie zobaczyć, może zrobić kilka zdjęć w połowie produkcji…
– Nie wstaniesz. Zaczynamy prace o godz. 2 nad ranem.
– Dostosuję się.
Mężczyzna wyraźnie zaczyna się łamać.
– To zróbmy tak, zostaw mi swój telefon i ja zadzwonię.
Wiem, że nie zadzwoni, więc idę do kolejnego. Ten mówi to samo, następny również. I tak rzez cały bazar. Wszędzie głowa w mur. Ale nie odpuszczam. Przede mną Barka, a tam jedna z najbardziej renomowanych wytwórni halwy.
Omański sen
W Stanach Zjednoczonych karierę robi się od pucybuta. W Omanie droga do maybacha zaczyna się przy jednej kadzi halwy. Tak przynajmniej to wyglądało w przypadku Abdulrahima Abdulrahmana al Balushi. Pod koniec lat 40-tych zaczął pracować w wytwórni halwy. Kiedy opanował tajniki produkcji, wymyślił swoją własną recepturę. I tak w 1951 roku otworzył Barka Factory for Omani Halwa. Przez pierwsze lata własnoręcznie mieszał składniki w kadziach, a następnie gotowy przysmak roznosił po sklepikach na lokalnym bazarze. Jego receptura trafiła w gusta.
– I tak powoli zaczął budować swoje słodkie imperium – tłumaczy nam jeden z pracowników Abdulrahima.
Stoję bowiem na dziedzińcu wytwórni w Barce. W pewnym momencie widzę, jak przez dziedziniec przechodzi młody mężczyzna prowadzi wózek ze starcem.
– A oto Abdulrahim we własnej osobie! – głos pracownika nie kryje nabożnego uwielbienia. – Ma już ponad 90 lat, a codziennie tu przychodzi. Siada w swoim gabinecie i do wieczora przyjmuje gości.
– Codziennie?
– Codziennie.
Abdulrahman zapewne podziwia widok roztaczający się z okna na dorobek swojego życia. Zatem widzi meczet, olbrzymi złoty dom i fabrykę…
– Czy możemy wejść do środka?
Jestem tak blisko świeżej halwy. Wystarczy chwycić za klamkę, pociągnąć i…
– Nie. To zakazane. Ale zapraszam do sklepu przyfabrycznego.
Za chwilę siedzę przy stole i degustuję najróżniejsze rodzaje halwy. Trudno, nie weszłam do fabryki, ale obeszłam się smakiem!