Top
  >  Gwatemala   >  Ceremonia kakao – historia wielkiej ściemy

Kiedy byłam mała, mama zmuszała mnie do picia kakałka, bo zdrowe, bo ma magnez. Mnie to nie przekonywało. Nie lubiłam i już. Dziś niejeden z antykakałkowców dobrowolnie wypija litry tego specyfiku – ale nie byle jakiego, bo rytualnego, podczas ceremonii kakao. Odkrył ją dla świata Keith Wilson, który osiadł w San Marcos nad jeziorem Atitlan w Gwatemali.

Miasto Jaśnie oświeconych

Do wiosek położonych wokół jeziora Atitlan, najbezpieczniej płynie się łódką, bo na drodze różne rzeczy mogą się wydarzyć. Łódki płyną od przystani do przystani opływając całe jezioro albo w prawą stronę, albo w lewą.
– Kiedy dopłyniemy do San Marcos? – pytam sąsiada.
– Płyniesz do San Marcos? Oooo, to ładnie. Byłaś tam kiedyś?
– Nie.
– Ooo. Założę się, że nigdzie na świecie nie zobaczysz tylu oświeconych.
– ? – zapytałam oczami, teatralnie podnosząc brew.
– Sama się przekonasz.
Rzeczywiście. Siadam w kawiarence, a przy sąsiednich stolikach wszyscy rozmawiają o swoim oświeceniu. Wychodzę na ulicę, a tam mijają mnie kolejni oświeceni w drodze do swoich guru. Podnoszę wzrok i widzę całą ulicę centrów odnowy holistycznej, medytacji transcendentalnych, czy szkół jogi. Zaglądam do jednego z nich, a tam domki w kształcie piramid. Patrzę na trawnik, a tam zraszacz w kształcie piramidy. Zagadką pozostaje dla mnie fakt, dlaczego wszystkie miały formę budowli Cheopsa. Ale niech to pozostanie tajemnicą lasu. Wracam na ulicę i wpadam na słup ogłoszeniowy, a tam ze świecą szukać oferty hydraulika. W San Marcos rury nie pękają, bo nad wszystkim czuwają szamani. Jeden zrobi majański rytuał oczyszczenia, drugi pokaz tradycyjnej medycyny Majów. Tu szamani rządzą się prawami rynku, dadzą wszystko, na co jest zapotrzebowanie, doświadczysz tego, jeśli odpowiednio zapłacisz. Założę się, że wszystkie rytuały są w stu procentach wegańskie, czyli w ich trakcie nie ukręcają łba żadnemu zwierzęciu. Generalnie bowiem, podczas obrzędów dla swoich ukręcają. Co najmniej kurze. Jeśli zaś intencja jest bardzo poważna to i człowiekowi. Ale o tym cicho sza… Siadają w kręgu wokół rzędów różnokolorowych świeczek ustawionych przez szamana a ten wypowiada modlitwy i składa dary w zależności od intencji. Rytuały są nie mniej wegańskie jak temales, czyli rodzaj placków kukurydzianych, które wszędzie indziej sprzedawane są przede wszystkim z mięsem. A tu bez mięsa.
Wśród ogłoszeń widzę też zaproszenie do siedziby Szamana Czekolady na Ceremonię Kakao.

Święte miejsca Majów

Jezioro Atitlan od dziesiątek lat znajduje się na szczycie list najpiękniejszych jezior świata. Otoczone majestatycznymi wulkanami, w których cieniu żyją sobie majańskie wioski i miasteczka. Ich mieszkańcy z dumą noszą swoje pełne kolorów tradycyjne stroje. Zachłysnełam się tym niezwykłym klimatem. Takie było moje pierwsze wrażenie. Wystarczyło kilka dni, bym zaczęła zauważać kolejny wymiar. Ukazał mi go Pablo, znajomy z Panajachel nad jeziorem Atitlan.
Jego dziadek jest Chińczykiem, babcia Niemką ale ojciec – czystej krwi Majem, który regularnie odwiedza swojego szamana ognia, by ten z płomieni wyczytał przyszłość, wybłagał łaskę, przyniósł pozytywne rozwiązanie. Przy czym ojciec nie jest rolnikiem, lecz prawnikiem, wykładowcą uniwersytetu w Ciudad de Guatemala.
Pablo, absolwent politechniki, też u niego regularnie bywa. Ostatnio, by podziękować za pomoc w zdobyciu dobrej pracy. W swoich intencjach jest tak samo praktyczny jak Majańscy chłopi znad jeziora Atitlan i rodzony ojciec. Tak jak oni, wierzy, że świat wypełniony jest duchami, które które stoją na straży wszystkiego – pół, domów, rzek, drzew i wpływają na każdy aspekt ludzkiego życia. Sprowadzają chorobę i przynoszą uzdrowienie, dają i zabierają bogactwo, urodzaj i nieurodzaj, pogodę i niepogodę, szczęście i nieszczęście. I tak jak Majańscy rolnicy nie ma rozterek duchowych Amerykanina czy Europejczyka. Nie szuka drogi życia, ale chce przez to życie przejść w miarę suchą nogą. Do tego potrzebuje szamana, który za sprawą swoich metafizycznych zdolności podczas rytuałów rytuałów potrafi ułaskawić te duchy, przebłagać i skłonić do działania zgodnego z intencjami.
Dzięki Pablo nauczyłam się rozpoznawać święte miejsca. Niektóre bardzo oczywiste, jak kamienie ze śladami wosku, ale są i ukryte, które zdradzają jedynie suche kwiaty albo wiązki liści złożone w ofierze. Wkrótce zdałam sobie sprawę, że są wszędzie – na szczytach wzgórz, przy drogach, przed kościołami, pod kościołami, czy w kościele jak wizerunek lokalnego bożka Maximona, który wyrzeźbiono na ołtarzu w kościele w Santiago Atitlan. Jedno z najbardziej malowniczych świętych miejsc, z widokiem na jezioro Atitlan znajduje się właśnie w San Marcos.

Raj duchowy

O ile większe miasta nad jeziorem Atitlan już od końca XIX wieku ewoluowały w kierunku kurortów turystycznych, to San Marcos pozostawało na uboczu, w ciszy. Z dala od obcych, a później od wojny domowej. W latach 90-tych, kiedy wojna miała się już ku końcowi osiedlił się tu instruktor jogi i zbudował pierwsze centrum medytacji. Jego adepci zamieszkali w domkach w formie piramid. Wkrótce zaczęły powstawać kolejne ośrodki i tak San Marcos stało się najbardziej uduchowionym miasteczkiem w Gwatemali do którego ściągają głównie Amerykanie i Europejczycy w poszukiwaniu ścieżki duchowej. Do duchowej oferty szybo włączyli swoje rytuały lokalni Majowie w myśl zasady – skoro biały szuka szamana majańskiego, to czemu ma go nie dostać, jeśli płaci i to słono.
W 2003 roku do San Marcos przybywa Keith Wilson.

Spotkanie z duchem czekolady

Keith Wilson urodził się w USA. Tam prowadził kursy medytacji, terapie i szkolenia z rozwoju osobistego. Zamierzał dalej podążać tą ścieżką kariery w San Marcos, ale rynek usług duchowych był tu już mocno nasycony, więc szło mu to opornie. Kilka miesięcy po przybyciu następuje przełom.
– Spotkałem Chocolate Spirit – wspomina w jednym z wywiadów. – Duch Czekolady zabrał mnie w podróż, podczas której wyjawił, dlaczego czekolada była jedną z najważniejszych i najsilniejszych bogini panteonu Majów.
Tu Keith rozmija się z wiedzą historyczną. Majowie szczególnym kultem otaczali pierzastego węża Kukulkana, boga deszczu Chaca, czy bogini księżyca Ixchel. Do dziś w cenotach pozostawia się dary dla duchów Xibalby, czyli świata zmarłych. W sztuce starożytnych Majów regularnie przewija się motyw kukurydzy, o Ixcacau – Dziewczynie Kakao trudno znaleźć jakiekolwiek informacje. Zachowały się kubki ze scenami picia kakao, stad przypuszczenia, że Majowie pili je podczas uroczystości religijnych. Nie ma natomiast wątpliwości, że spożywali balche – wino z drzewa Lonchocarpus punctatus z rodziny do której należy nasz polski łubin oraz sako – mdły kleik z kukurydzy. O ile balche i sako do dziś stosowane jest w praktykach szamańskich, to z nasion kakao robi się przede wszystkim sos do kurczaka zwany mole.
Nie wiemy jaką funkcję rytualną pełniło kakao w kulturze Majów, bo na ten temat milczą zabytki oraz dwie święte księgi Majów, które swoją drogą stanowią bezcenne źródło informacji na temat ich wierzeń sprzed konkwisty…

czekolada w świętych księgach

Praktycznie całe piśmiennictwo majów powstałe przed przybyciem Hiszpanów, za wyjątkiem dwóch kodeksów zostało zniszczone. Wkrótce po podboju, aby ratować swoje dziedzictwo, Majowie z Jukatanu zaczęli spisywać mity, rytuały i dzieje w alfabecie łacińskim. Większość tych tekstów również została zniszczona, wiele z nich na skutek przepisywania straciło pierwotny sens, ale kilka przetrwało, a później zostały zebrane w jeden zbiór pod nazwą Chilam Balam. Jej najważniejsza wersja z Chumayel 21 razy powtarza słowo Kukurydza, 6 razy – balche, 4 razy – kakao i 3 razy czekoladę.
Druga święta księga majów Popol Vuh została spisana około 20 lat po konkwiście w języku Quiche. Jest to jedna z największych i najsilniejszych ludów majańskich w Gwatemali. Jego tereny rozciągają się również nad jeziorem Atitlan. Popol Vuh praktycznie od razu ukryto w klasztorze w Chichicastenango w Gwatemali. W 1701 roku została odnaleziona i przetłumaczona na hiszpański. Epos opowiada o wędrówce Bohaterskich Bliźniaków, historii stworzenia i dziejach narodu Quiche. Na około 60 stronach słowo Kukurydza pojawia się 63 razy, natomiast ziarno kakao – jeden raz. Raz pojawia się również wzmianka o Kan Te – Żółtym Drzewie zwanym Matką Kakao. Porównując te liczby można wysnuć przypuszczenie na temat ważności obydwu ziaren. Kakao rzeczywiście stosowano w kuchni, pito podczas uroczystości, ale nie miało takiego znaczenia jak kukurydza.

Antropolodzy mówią nie!

Jednak Keith się uparł. Stwierdził, że Majowie musieli odprawiać ceremonie kakao i on to udowodni! Zaczął więc bacznie przyglądać się lokalnym szamanom.
– Oni jednak podczas obrzędów używają alkoholu – zauważa.
Ta obserwacja nie zraziła Keitha. Wytrwale, niczym kropla skałę, drążył temat. Cóż, może teraz nie odprawiają czekoladowych rytuałów, ale kiedyś z pewnością to robili! Zwrócił się z pytaniem do antropologów z Panajachel.
– Ci jednak nie mieli żadnych danych na temat stosowania czekolady podczas jakichkolwiek rytuałów na terenie Gwatemali ani Hondurasu – mówi.
To były wiarygodne dane, bo wielu z nich jest Majami. Majowie nie powiedzą białemu wszystkiego, ale swojemu powiedzą. Z drugiej strony nie muszą, bo antropolog i tak wie, w końcu jest jednym z nich. Wróćmy jednak do Keitha Wilsona.
– Przeszukałem internet, prywatne zasoby antropologiczne moich przyjaciół praktykujących szamanizm. Nie było niczego. Wszyscy radzili, bym wziął do ręki jakikolwiek przewodnik o Majach, aby się przekonać że owszem – pili kakao, ale nikt nie wie, w jaki sposób ani co dokładnie z nim robili.

Duch czekolady powraca

Ostatecznie w sprawę znowu włączył się Duch Czekolady.
– Wyjawił mi oryginalną recepturę, a ja od razu zacząłem ją stosować podczas ceremonii wiedząc, że czekolada działa zupełnie inaczej niż wszystko do czego byliśmy przyzwyczajeni. W latach 60-tych ignorowano czekoladę, ponieważ nie działa jak psychodelik. Po spożyciu nie daje tripa. W ten sposób pominięto fakt, że jest to jedna z najsilniejszych roślin ułatwiających wewnętrzna pracę, kreatywną pracę, szamańską podróż.
Wkrótce na słupie ogłoszeniowym obok ofert na kursy jogi, medytacji i prawdziwe majańskie rytuały oczyszczenia przykleił ofertę Czekoladowego Szamana na Ceremonię Kakao. Tym ruchem rozbił bank praktyk spirytualnych w San Marcos.

Biznes o nazwie ceremonia kakao

Turyści chętnie zapisywali się na organizowane przez Keitha Ceremonie Kakao. Z czasem zainteresowanie stało się tak wielkie, że dwa razy w tygodniu zaczął je transmitować w internecie. Na stronie jego ośrodka czytam: naszą misją jest dzielenie się ze światem Ceremonialnej Jakości Czekoladą. W swoim sklepie sprzedaje ją po 50 dolarów za tabliczkę. Wyznaczył również ścieżkę duchową dla potencjalnych adeptów. Pierwszy krok – kurs za 495 dolarów, drugi krok – zamówienie co najmniej 10 tabliczek czekolady, trzeci krok – rozmowa formująca z członkiem zespołu Keitha.

Operacja pod fałszywą flagą

Sukces znalazł swych naśladowców. Wystarczy że wbijesz hasło Ceremonia Kakao, a ekran wypełni się tysiącami linków do stron oferujących Ceremonie Kakao, narzędzia do przyrządzania rytualnego kakao i jedynie słuszne rytualne ziarna. W opisach ceremonii kakao czytam, że wspólne picie napoju umożliwia połączenie ze starożytnym aspektem swojej duszy, które pamięta pierwotną siłę spotkań we wspólnocie. Uzdrawia, łączy i inspiruje. Traktowanie kakao jako rośliny rytualnej, a nie słodkości ma także pozytywny wpływ na nasze indywidualne poczucie dobrego samopoczucia oraz globalnego eskosystemu. Ceremonie kakao stwarzają przestrzeń dla tych, którzy chcą się ze sobą połączyć w nowy sposób, czerpiąc z mądrości i duchowości Majów.
Nic dziwnego, że zostały włączone do ofert luksusowych kurortów na całym świecie od Bali, przez Maroko po Sopot.
Czytając te oferty nie mogę oprzeć się wrażeniu, że znowu jakieś korporacje położyły swoją łapę na produkcie bezprawnie opieczętowanym słowem „Majowie”, który tak jak wegańskie obrzędy szamańskie pozbawione krwi, stanowi wegańską formę psychodelicznej uczty bez psychodelików…

Cyjanotypia z San Marcos

Co by nie mówić o San Marcos, miasteczko jest przepięknie położone. Kiedy poszłam sobie odpocząć od jaśnie oświeconego tłumu, ścieżką, wzdłóż brzegu co krok przystawałam, by chłonąć przepiękne widoki. Jeden z nich utrwaliłam na cyjanotypii.

Jest to dwubarwna odbitka w fiolecie i błękicie.
Format: a4 i a3

post a comment