Bambusowy rower – Zaczynam!
Mój stary rower daleko już nie pojedzie. Wszystko w nim przerdzewiało. Muszę zrobić nowy. Własny. Osobisty. Może bambusowy?
Akurat przyjechałam do Gruzji. Wchodzę po stromych schodach do hostelu. Nogi uginają się pode mną od ciężaru plecaka pełnego wspomnień z podróży po rosyjskim Kaukazie. I wtedy go zobaczyłam… Zjawiskowy… Piękny…
W jednej chwili zapomniałam o gorącym prysznicu, za którym tęskniłam przynajmniej od tygodnia. Zapomniałam o jedzeniu (ale w sumie często mi się zdarza). Zakochałam się!
Chwilę walczyłam ze sobą, ale w końcu odważyłam się wyciągnąć rękę. Delikatnie go dotknęłam. Tak, to był prawdziwy bambus…
Rower należał do Jules, a drugi, zaraz pod nim do Lee. Dziewczyny same je zbudowały, po czym ruszyły w Bamboo Odyssey z Londynu do Sydney. I dojechały. Wszędzie szerzyły bambusowe pożądanie. Nie byłam pierwsza, ani ostatnia, której się udzieliło.
– Kiedy zaczniesz, koniecznie do nas napisz.
– Pomożecie?
– Pomożemy!
Więc nadszedł ten czas, by kupić tyczki. I tu zaczynają się pierwsze schody.
Na świecie istnieje około 300 odmian bambusa. Ale nikt nie robił badań, która z nich najlepiej sprawdziłaby się w naszym klimacie. Zresztą nawet jakby ktoś takie badania przeprowadził, to i tak trochę bez sensu. Bo w Polsce bambus to bambus i już.
Więc pojechałam do hurtowni kupić cztery bambusowe tyczki. Miały być proste, bez żadnych uszkodzeń i o określonej średnicy.
– Czy lepsze są zielonkawe czy miodowe? – pytam właściciela.
– Sadownicy twierdzą, że miodowe, ale tak naprawdę to jeśli zielone pobędą trochę na słońcu, to też będą miodowe.
– Tylko, że potem mogą się rozeschnąć i popękać?
– Mogą, ale nie muszą. Nikt nie przewidzi, jak się bambus zachowa.
Zatem kupiłam dwie miodowe, dwie zielonkawe tyczki. Niedługo zaczynamy budowę.
Ale ja myślę do przodu – jak dojechać tam, gdzie chcę dojechać na moim gotowym rowerze bambusowym!
Dorota
przepis na rower |
Sposród tylu tyczek musiałam wybrać tę jedną, jedyną… |
Już w domu! |
0