Na Dolnym Śląsku skarby znajdziesz na niemal każdym kroku. Zebrałam dla Ciebie listę tych najcenniejszych, które warto zobaczyć
Pojechałam na Dolny Śląsk, bo ktoś mi powiedział, że tam jest CAŁKIEM ładnie. Po kilku dniach zdałam sobie sprawę, że „ładnie” to BARDZO MAŁO powiedziane. Na Dolnym Śląsku jest pięknie. Gdziekolwiek też nie pojechałam, słyszałam historie o skarbach odkrytych, ukrytych, poszukiwanych i odnalezionych. Jedne z dreszczykiem, inne w formie bajki na dobranoc dla urwisów. Wszystkie ciekawe. Bez dwóch zdań ciekawe!
Lubomierz i skarb benedyktynek
To miasteczko na Dolnym Śląsku przeszło do historii kinematografii za sprawą plenerów, których użyczyło kultowym Samym Swoim. Płynąc na fali nieśmiertelnej popularności filmu, kilkanaście lat temu powstało tu muzeum Samych Swoich, zorganizowano również Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych.
Do muzeum weszłam, po godzinie wyszłam zastanawiając się, czy przypadkiem przyjazd tylko dla tej atrakcji nie był stratą czasu. Owszem, zobaczyłam kilka fragmentów różnych, zrealizowanych u filmów w sali kinowej stylizowanej na wiejskie kino. Zobaczyłam kilka eksponatów nawiązujących do Samych swoich na czele z płotem. Przyjemnie, ale czy to wystarczy, żeby wyjechać stąd z poczuciem pełnej krajoznawczej satysfakcji?
Bijąc się z myślami staję przed zamkniętą kratą kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Maternusa przy dawnym klasztorze Benedyktynek. Za chwilę podchodzi do mnie ksiądz probosz Erwin Jaworski. Otwora kratę wielkim, żelaznym kluczem, zaprasza do środka, a tam… same skarby!
Pierwszy widzę w jednej z bocznych kaplic w postaci misternie obszytych woreczków zawierających najróżniejsze relikwie. Ukryto je w dwóch skrzyniach, same zaś skrzynie odkryto przypadkiem podczas remontu kilka lat temu. Kolejny skarb mieści się nad ołtarzem w postaci dwóch świętych męczenników – Victorisa i Begniniego. Ich elegancko odziane szkielety spoczywają w szklanych urnach. Siedząc w kościele trudno je dostrzec, natomiast w kaplicy za klauzurą znajdują się na wysokości wzroku. Mniszki sprowadziły obydwa szkielety w czasach Rewolucji Francuskiej, kiedy na rynek relikwii trafiały najwyższopółkowe egzemplarze z obrabowanych francuskich kościołów. Trudno powiedzieć z którego przybył Victoris, natomiast nie ma większych wątpliwości, co do Begniniego. Z katedry w Dijon. Skąd ta pewność? Bo Begnini jest patronem stolicy musztardy.
– Podobno Dijon posiada jedną kostkę swojego patrona. A u nas jest cały szkielet!
Zakopany skarb we Wleniu
Wleń przypomina Toskanię. Podążając za tym skojarzeniem, pewien inwestor wykupił zrujnowany pałac i zaczął jego renowację. W odnowionych pomieszczeniach urządził apartamenty gościnne, a na parterze pałacu przytulną kawiarnię. Ale ja za długo czekam na słońce, by w upalny letni dzień zamykać się w czterech ścianach. Siadam na trawie przed pałacem. Koi mnie szum drzew.
– Przed wojną można było dojrzeć stąd zamek w Książu. Teraz widok zasłaniają drzewa – mówi menadżerka pałacu. Choć czy to źle? Za zieloną zasłoną łatwiej się wyciszyć. To właśnie cenią goście, to spodobało się również potomkom ostatnich właścicieli. Wracają tu regularnie, choć podczas pierwszej wizyty zachowywali się bardzo powściągliwie.
– Znikali na całe dnie i bardzo mało mówili. Dopiero pod koniec pobytu zdradzili nam swoją tajemnicę. Otóż ich dziadek przekazał im, gdzie zakopał skarb, więc go szukali.
– I znaleźli?
– Nie. Powiedzieli, że został zakopany między dwoma dębami. A wokół pałacu rosną same dęby!
Białe kruki z Krzeszowa
Sanktuarium w Krzeszowie na Dolnym Śląsku robi wrażenie. Trafiłam tu przez przypadek podczas przejażdżki bambusowym rowerem. Przyciągnęły mnie dostojne wieże Bazyliki Mniejszej pw. Wniebowstąpienia NMP i kościoła pw. św. Józefa wynoszące się ponad zieleń lasu. Dlaczego nigdy wcześniej nie wiedziałam o tym miejscu, które nosi w pełni zasłużoną nazwę „perły baroku” i stoi w kolejce do wpisu na Listę Zabytków UNESCO.
Zaczynam od Bazyliki, czyli głównej światynii Sanktuarium. Tu znajduje się cudowna ikona Matki Bożej, wnętrze sdobią bezcenne obrazy i wysokiej klasy rzeźby, ale to nie wszystko. Własnie zaczyna się koncert organowy. Wyjątkowy jak sam instrument. Organy bowiem zbudował jeden z najznamienitszych twórców organowych, przy czym sam instrument zachował się do naszych czasów w 98%. A to oznacza, że słucham oryginalnego barokowego brzmienia. Po koncercie publiczność zostaje zaproszona na chór, by z bliska zobaczyć jak działa ten instrument. Wchodzę. Z tej wysokości samo wnetrze kościoła nabiera zupełnie innego wymiaru, na kościół spoglądam z wysokości rzeźbionych aniołów. Zupełnie inaczej stąd wygląda uniwersum wnętrza. Najważniejszy jest jednak sam instrument. Organista tłumaczy w jaki sposób wydobywa się dźwięk, lecz przede wszsytkim gra. A tu na balkonie dżwięk inaczej brzmi.
Sanktuarium w Krzeszowie wznieśli cystersi, a swoją świetność przeżywało w czasach, gdy funkcję opata sprawował Bernard Rosa. To on wyremontował wnętrze bazyliki i wzniósł kościół pw. św. Józefa. Jego sciany zdobią freski namalowane przez Rembranta Dolnego Śląska, czyli Willmana. Poszczególne sceny zaczerpnięte są oczywiście z żywota św. Józefa suto okraszonych osobistymi doświadczeniami Wilmana. Jak ten przedstawiający karczmarza odmawiającego noclegu Świetej Rodzinie. Otóż Wilmann okoliczne karczmy znał jak własną kieszeń. Jeśli nie miał w nich karty stałego klienta, to tylko dlatego, że ich wtedy jeszcze nie wymyślono. W każdym razie proporcja czasu spędzanego przy pracy do czasu spędzanego w wyszynkach i na rekonwalescencji groziła przeciągnięciem pracy w nieskończoność. Dlatego pewnego dnia, kiedy Wilmann pracował własnie nad tą sceną, Rosa zamknął go w kosciele i powiedział, że dopóki nie skończy, to go nie wypuści. W Wilmanie obudził się uzasadniony sprzeciw wobec przemocy. Stwierdził, że można uwięzić ciało, ale nie ducha i karczmarzowi podarował swoją twarz. I co, nie wyszedł do karczmy?
Z kolei na fresku przy ołtarzu w scenie przedstawiającej przybycie trzech króli Wilmann wymalował dziwne zwierzęta. Co to za gatunek? Cóż, tak wygląda wielbłąd namalowany przez kogoś, kto to zwierzę znał jedynie z opowieści…
Na terenie Sanktuarium znajduje się również Mauzoleum Piastów Śląskich z poł XVIII wieku. W jej wnętrzu poczułam się jakbym była w Rzymie a nie na Dolnym Śląsku.