Top
  >  Polska   >  Obława Augustowska
Memoriał poświęcony ofiarom Obławy Augustowskiej

Golgota Wschodu w Gibach przemawia milczeniem, które rozdziera serce…

Kamień przy memoriale ku czci ofiar Obławy Augustowskiej

“Zginęli, bo byli Polakami” czytam napis na głazie u podnóża Golgoty Wschodu w Gibach. Memoriał poświęcony ofiarom Obławy Augustowskiej wzniesiono na morenowym wzgórzu. Powoli podchodzę na jego szczyt, by schylić głowę pod kamiennym krzyżem. Stąd szczególnie chwyta za serce widok drewnianych krzyży wyrastających na całym stoku. Stoję, patrzę i słucham. Obok mnie bowiem przy tablicach z imionami ofiar Grzegorz Kucharski recytuje swoje wiersze z tomiku poświęconego ofiarom Obławie Augustowskiej. – W jednym z nich opowiadam o mojej cioci. W chwili, kiedy ją wywleczono z domu nie miała dwudziestu lat…

O Obławie Augustowskiej nie wolno było mówić, bo każdy aspekt tej zbrodni podważał wiarygodność komunistycznego reżimu. Dokonała go bowiem Armia Czerwona, już po zakończeniu wojny, na ludności cywilnej.
– Ludzie jednak mówili – wspomina Barbara. Rodowita warszawianka do Gib jeździ od dzieciństwa. Tu spędzała wakacje, później kupiła dom i spędza w nim każdą wolną chwilę. Z sąsiadami od zawsze żyje w przyjaźni, ale musiało minąć wiele lat zanim jej zaufali na tyle, by opowiadać o krewnych, którzy zginęli w Obławie Augustowskiej.
– Jak sięgam pamięcią, temat Obławy Augustowskiej pojawiał się po zachodzie słońca, przy świecach, albo przy ognisku, wszyscy obecni zawsze zniżam głos, jakby powierzali ci największy sekret. Nigdy nie zapomnę tych rozmów, tego mroku, szeptu, strachu…

Złudna cisza…

Lipiec 1945 roku. Wojna oficjalnie skończyła się dwa miesiące wcześniej. Mężczyźni wracają z frontów II Wojny Światowej. Na tych, którzy wracali na suwalszczyznę czekały ciężkie żniwa.
– Trzeba było bowiem ratować to, co się jeszcze dało – opowiada Irena Śniadkowska, przewodnik po Suwalszczyźnie – Ratować z ziemi, żeby przeżyć zimę, bo te zimy były u nas wówczas okrutne i głodne.
Tym bardziej, że wciąż w okolicach Augustowa stacjonowała Armia Czerwona, której utrzymanie i wyżywienie spadło na barki okolicznych mieszkańców. . Sowieci grabili kury, krowy i wszystko, co jeszcze się jeszcze gospodarzom ostało po wojnie i co dało się jeszcze zjeść. Pewnego razu ktoś spytał sowieckiego oficera, dlaczego wciąż jeszcze tu są. – Czekamy aż reszta zejdzie – odpowiedział. – Żeby razem przejść przez granicę.
Polacy zatem również czekali na wyjście Sowietów, tymczasem…

Obława Augustowska

W nocy z 19 na 20 lipca Rosjanie wchodzą do domów mieszkańców Gib, Augustowa i okolic.
– Wyprowadzają z nich głównie mężczyzn, twierdząc, że stanowią zagrożenie dla nowo tworzącego się państwa. zawsze podkreślam słowo mężczyzn, najmłodsi mieli po 16 lat! – mówi Irena Śniadkowska – Kilka dni później podobnych zatrzymań dokonali w dzień. Czytałam kiedyś wspomnienia żony jednej z ofiar. Tego dnia stojąc w oknie zobaczyła jak Sowieci zabierają z pola jej męża. To był ostatni raz, kiedy go widziała. Działy się tu niesamowite dramaty, bo ludzie tak naprawdę nie wiedzieli, o co chodzi. Nie rozumieli, dlaczego dlaczego tak się dzieje.
Operacja została przeprowadzona z typowym sowieckim niechlujstwem. Jak wspomina w jednym z wywiadów były żołnierz AK – Żołnierze, oficerowie chyba też, nie mieli ochoty uganiać się po lasach za uzbrojonymi partyzantami. Ułatwiali sobie robotę. Wyciągali ludzi z chałup. Mieli listy przygotowane przez szpicli. Gdy kogoś nie zastali w domu, brali innego. Żeby się zgadzała liczba. 

Brali wszystkich

Na liście osób przeznaczonych do likwidacji widniały nie tylko nazwiska Akowców i osób podejrzanych o przynależność do polskiego podziemia. Sowieci postanowili za jednym zamachem pozbyć się również ludzi niewygodnych dla nowego systemu, zatem aresztowali również leśników, sołtysów czy zamożnych gospodarzy.
Pojmanym zadawano jedno pytanie: czy byłeś w partyzantce. Jednak ani odpowiedź twierdząca, ani zaprzeczenie nie były prawidłowe. Pytano również o to, czy wiedzą kto jest w partyzantce. Tu również żadna odpowiedź nie ratowała życia.
– Przecież to wszystko działo się w Puszczy Augustowskiej. Każdy wiedział, gdzie są partyzanci. Bo oni byli wszędzie – tłumaczy Irena Śniadkowska. 

Bez litości

Część osób schwytanych podczas Obławy Augustowskiej zamordowano od razu, część przewieziono do Augustowa, do siedziby UB, gdzie poddawano torturom. Ówczesna siedziba urzędu znajdowała przy obecnej ulicy 3 Maja, w którym przed wojną działała ciastkarnia “U Turka”.
– Na Suwalszczyźnie krążył okrutny żart – mówi Irena Śniadkowska. –  Spotykają się dwie kobiety i jedna pyta drugiej, gdzie jest jej mąż. No popatrz poszedł na ciastka do Turka i się zasiedział. No i wszystko było wiadomo. Nie można było mówić, że UB kogoś aresztowało, bo UB nigdy nie aresztowało.

Przemilczana zbrodnia

Przez dziesięciolecia nie było możliwe nawet oszacowanie liczby ofiar Obławy Augustowskiej. Bo jak to zrobić, kiedy rodziny ofiar sparaliżowany strachem, a ciał nie odnaleziono? Powtarzano jedynie ich imiona po zmierzchu, w czterech ścianach, przy blasku świec. Dopiero w 1987 roku, kiedy powstał Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945 roku, po raz pierwszy podano pierwszą, przypuszczalną  liczbę zaginionych. Wynosiła 600 osób. Stopniowo jednak mieszkańcy Suwalszczyzny przełamywali strach i zaczęli zgłaszać swoich bliskich. Lista zaczęła się wydłużać. Dziś wiadomo, że podczas Obławy Augustowskiej zginęło ponad 2 tysiące osób. Conajmniej.
– Ludzie wciąż bowiem przychodzą i mówią – tak w moim domu też zginęli…

Gdzie oni są?

Komitet rozpoczął również poszukiwania miejsca pochówku ofiar Obławy Augustowskiej. Podejrzewano, że mogiła znajduje się na uroczysku Wielki Bór. Podczas ekshumacji rzeczywiście odnaleziono ciała, okazało się jednak, że najprawdopodobniej byli to zmarli pacjenci niemieckiego szpitala polowego. Gdzie zatem pochowano zamordowanych w obławie Augustowskiej? Wiadomo, że uwięzionych wywożono ciężarówkami w stronę Białorusi. Po około godzinie puste wozy wracały po kolejnych więźniów. Prawdopodobnie zatem rozstrzelano ich w okolicach wsi Kalety. Puste wozy wracały po kolejnych więźniów.
– Niestety nasz sąsiad Łukaszenka nie pozwala na weryfikację – mówi Irena Śniadkowska. – Najbardziej bolesna w całej historii Obławy Augustowskiej jest ilość niewiadomych. 

Strach, który wciąż paraliżuje

Obława Augustowska wciąż stanowi nie zabliźnioną ranę, która krwawi przy każdym wspomnieniu. Nie tylko wśród tych, którzy ją przeżyli. Ireną Śniadkowską wstrząsnął wywiad z jedną z ofiar. – Rozmówca przeżył wojnę, o Obławie Augustowskiej opowiadał, siedząc we własnym domu, na własnym stołku, we własnej kuchni, ale kiedy padło imię “Jan Szostak” zerwał się na równe nogi i zaczął w panice biegać po własnym domu mówiąc: cicho, cicho, bo jeszcze przyjdą.
Jan Szostak, zwany katem Suwalszczyzny był jej sąsiadem….

Kat Suwalszczyzny

Choć Obława Augustowska dokonała się rękami sowietów, to wymiernie przyłożyli się do niej również Polacy. Najgorliwszym wśród nich był właśnie Jan Szostak.
Początkowo służył w AK. W pewnym momencie jednak przeszedł na stronę sowiecką. Najpierw wydał swoich kolegów z oddziału, wielu z nich osobiście torturował i zabił. Jak wspomina jeden z jego dawnych towarzyszy broni, robił to z uśmiechem na ustach. Podczas Obławy towarzyszył enkawudzistom, pomagał w sporządzaniu list, wskazywał ofiary.

Jak trzeba było gwałcić...

Za swoje zasługi dla utrwalania władzy ludowej Jan Szostak stał się praktycznie nietykalny. Bali się go zwykli ludzie, ale z czasem również i jego komunistyczni towarzysze.
– Szostak wymknął się władzom spod kontroli. Chodził po ulicach w długim, czarnym płaszczu i bez ostrzeżenia potrafił strzelać. Stał się nieobliczalny.
Nic dziwnego, że jedną z pierwszych decyzji lokalnych organów PZPR po odwilży było odsunięcie go od władzy. Rozgoryczony poszedł do Komitetu Wojewódzkiego i powiedział słowa, które zna na pamięć każdy mieszkaniec Suwalszczyzny “Jak trzeba było wieszać ludzi, strzelać do nich i topić ich w ustępach, to nikogo nie było. A teraz moich zasług nikt nie bierze pod uwagę”.

Diabły...

Władze zapomniały o Szostaku, tak jak i sprawiedliwość, ale nie mieszkańcy Suwalszczyzny. Kilka razy próbowano go zamordować, regularnie pod jego domem wykrzykiwano groźby.
– Z czasem bał się już wychodzić. Siedział w domu i tworzył. Nie można mu odmówić – miał duszę artystyczną.  Zajął  się konaroplastyką. Robił świątki, a głównym motywem swoich “dzieł” uczynił diabła. Tak, tworzył diabły! Kiedyś pojechałam z grupą do Kowna do muzeum diabłów i zobaczyłam jego dzieła na ekspozycji. Od razu je poznałam, były bardzo charakterystyczne – wspomina Irena Śniadkowska. – Od razu powiedziałam pani dyrektor kim był ten człowiek i zapytałam, czy chce, by mieć w muzeum co wyszło spod jego rąk.. 

Ironia historii

Szostak nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Dożył swoich dni w domu, a po śmierci rodzina zamieściła w lokalnej notkę: z żalem zawiadamiamy, że zmarł zasłużony działacz AK, konaroplastyk ziemi augustowskiej.
Tymczasem miasto zostaje oklejone nekrologami o treści: z radością zawiadamiamy, że zmarł największy kat ziemi augustowskiej. Augustowianie wierzą, że w piekle płaci za swoje zbrodnie.
Spokoju nie zaznał nawet po śmierci. Jego ciało trzy razy wyrzucono z grobu, wielokrotnie niszczono nagrobek.

Przywrócona pamięć...

– Kiedy zaczynałam swoją pracę przewodnika w latach 90-tych, na pytanie o Obławę Augustowską to autokar milczał. Powiem szczerze, pierwsze co myślałam, to ratunku! Jak to możliwe, że państwo nie słyszeliście, skoro my tu wszystko wiemy? Skąd jednak mieli wiedzieć? Dziś, kiedy przejeżdżając przez Giby, rozpoczynam temat obławy, okazuje się że ludzie słyszeli, że wiedzą. Wtedy odwracam się i mówię: proszę państwa, to jest miód na moje serce. Wiem, że lata mojej pracy, pracy moich kolegów i koleżanek przewodników, mediów nie poszły na marne. 

Ciąg dalszy nastąpił...

Minęły już dwa lata od mojej podróży po Suwalszczyźnie. Wówczas, zbierając materiały do tego tekstu, byłam przekonana, że nic tak potwornego jak wojna, jak tamta wojna, jak Obława Augustowska, już się nam nie przydarzy. Nawet, kiedy zaczęłam w końcu pracę nad tekstem, wciąż wierzyłam, że Tymczasem za naszą wschodnią granicą rozpoczęło się piekł. Słucham doniesień, wiadomości i widzę, że nic się nie zmieniło – ten sam brak zasad, to samo okrucieństwo, ten sam brak szacunku do kobiet, dzieci, mężczyzn walczących po drugiej stronie. Na końcu również ten sam brak szacunku dla własnych żołnierzy. Żołnierz jest tylko mięsem armatnim, nieżołnierz – mięsem, a liczy się jedynie imperium…

Praktycznie

Przewodnik

Irena Śniadkowska pilot – przewodnik
iskasniad@op.pl
tel. 505 370 886

kuchnia

Restauracja Pod Jelonkiem
ul. Sportowa 7, Jeleniewo
http://www.podjelonkiem.pl/

post a comment